Dariusz P., który zdaniem prokuratury dwa lata temu zamknął swoją żonę i pięcioro dzieci w domu, a potem podłożył w kilku miejscach ogień, w końcu stanął przed sądem. Na poczatku zaczął wspominać swoją rodzinę. Przedstawił obraz kochającej się familii. Zapytany przez sędziego o fakty zawarte w akcie oskarżenia, mężczyzna nie przyznaje się do stawianych zarzutów. - Nie przyznaję się do działania z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia, nie popełniłem czynów, o które jestem oskarżony - mówi w sądzie Dariusz P.. Ciekawą historię przekazuje, gdy mówi o kilku punktach podłożenia ognia w domu. Zaprzeczył, żeby podłożył gdziekolwiek ogień w dniu 10 maja. Twierdzi, że zrobił to w kilku miejscach na drugi dzień po pożarze. - Chciałem ten dom całkowicie zniszczyć, spalić i nie wychodzić stamtąd. Chciałem popełnić samobójstwo. Co ciekawe, zdaniem oskarżonego pożar domu powstał przy terrarium z żółwiem. Opowiadał, że dzieci często bawiły się przy terrarium z żarówką zasilaną baterią 9 V i twierdzi, że córka Agnieszka mogła położyć żarówkę na plastikowej obudowie terrarium, która w rezultacie stopiła się i zajęła ogniem. - To był tani plastik, chińszczyzna. Już kilka razy wcześniej zdarzyło się tak, że małżonka czuła w pokoju swąd palonego plastiku - zapewniał Dariusz P.
Zobacz też: Spalił całą rodzinę, teraz PŁACZE! Morderca z Jastrzębia-Zdroju zrobił w sądzie szopkę