– Patrolowi siemianowickiej drogówki nie spodobał się kierowca samochodu zatrzymanego do kontroli. Wyraźnie czuć było od mężczyzny alkohol. W aucie było kilkuletnie dziecko i kobieta, żona kierowcy. 28-latkowi podano alkomat. Miał prawie promil alkoholu. Tłumaczył się, że musiał jechać z dzieckiem na pogotowie, bo się źle poczuło – relacjonuje podkom. Tatiana Lukoszek, oficer prasowy siemianowickiej policji. Kierowca straci prawo jazdy co najmniej na rok, ale jaki wyrok wymierzy mu sąd, to się okaże. Jak się jeździ po drogach publicznych i ma się więcej niż pół promila alkoholu we krwi, to karą za to jest grzywna oraz do dwóch lat więzienia. Obligatoryjnie traci się prawo do prowadzenia pojazdów na okres od roku do dziesięciu lat.
Kierowca popełnił co najmniej poważne błędy. Pierwszy – wsiadł za kółko będąc w stanie nietrzeźwości, co już w sobie jest przestępstwem. Po drugie: pogotowie od dawna nie pełni już roli poradni zdrowia, je się wzywa do pacjenta, a nie wozi chorego do pogotowia. Takie sytuacje, jak opisywana, często skłaniają do szukania odpowiedzi na pytanie: czy będąc nietrzeźwym można wieźć kogoś do szpitala, bo jego życie jest zagrożone? – Nie wolno. Wystarczy zadzwonić po pogotowie ratunkowe, każdy ma dziś w kieszeni telefon. W Siemianowicach Ślaskich czas dojazdu zespołu ratownictwa medycznego do wezwania wynosi ok. 8 minut. Wożąc chorego, a tym bardziej w stanie zagrożenia życia, z pewnością bardziej mu się zaszkodzi niż pomoże. Co innego jest udzielanie pierwszej pomocy, a co innego zastępowanie pogotowia ratunkowego – podkreśla Wojciech Miciński, zastępca dyrektora ds. medycznych Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.