trumna, kremacja, krematorium

i

Autor: Thomas Fray

Jelenia Góra. Ciało było w drodze do krematorium. Nagle zadzwonił telefon

2018-05-28 18:01

Pracownicy zakładu pogrzebowego wieźli ciało 54-letniego mężczyzny. W tym momencie na komisariat policji w Jeleniej Górze zadzwonił telefon. Głos w słuchawce poinformował funkcjonariuszy, że denat nie zmarł śmiercią naturalną. Policjanci nie zlekceważyli doniesienia. Gdyby zaczęli działać kilka minut później, ciało 54-latka, czyli kluczowy dowód w sprawie, byłoby już spalone. Wkrótce okazało się, że mężczyznę zabił jego własny syn.

To miała być zbrodnia doskonała. I prawie była. Telefon na komisariat pokrzyżował jednak plany mordercy. Dzwoniła siostra zabitego mężczyzny. Kobieta twierdziła, że ma dowody na to, że jej brata zabił jego syn, a jej bratanek. - Składając taką relację, powołała się na zeznania świadków, jak również na treść nagranej rozmowy telefonicznej - powiedział TVN24 Marek Rusin. Zwłoki 54-latka akurat były w drodze do krematorium, gdzie miały zostać spalone. Na szczęście policjantom udało się zdążyć i przejąć ciało. Trafiło ono do Świdnicy, gdzie zbadał je lekarz medycy sądowej. W trakcie oględzin okazało się, że mężczyzna rzeczywiście nie zmarł śmiercią naturalną. Zatrzymano jego 28-letniego syna Mariusza W. Według śledczych bił on ojca po głowie, co doprowadziło do wylewu krwi do komór mózgu. Po tym miał on dusić ojca poduszką.

Mężczyzna twierdzi, że w dniu śmierci ojca pokłócił się z nim o papierosy i że to on miał być agresywny. Przyznał się, że bił ojca po głowie i dociskał jego głowę do łóżka. Zaprzeczył jednak, że dusił go poduszką. Kluczowym dowodem w sprawie jest nagranie rozmowy telefonicznej, w trakcie której 28-latek przyznał się koledze, że zabił swojego tatę. Mariusz W. został tymczasowo aresztowany.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki