Dziś Jerzy Kalibabka (60 l.) w małym miasteczku na Pomorzu Zachodnim pogrążony w długach, bez kilku zębów i z wielkimi bruzdami na czole sprzedając na straganie pomidory, wspomina dobre czasy i marzy, by wrócić do dawnego życia casanovy. Oto prawdziwa historia Kalibabki.
Urodził się w Dziwnowie, w rodzinie rybaków. - Jako mały chłopiec przyciągał do siebie dziewczęta. I zawsze chciał się stąd wyrwać - mówią sąsiedzi. Gdy oboje rodzice odeszli, młody rybak postanowił uciec z miasteczka i rzucić się wprost w ramiona pięknych kobiet. Tak rozpoczął swoją karierę podrywacza, uwodząc w bardzo przebiegły i pomysłowy sposób kobiety z całej Polski. Rozkochiwał biedne niewiasty tylko po to, by po zdobyciu ich zaufania grabić je z kosztowności. - Kobiet, które uwiodłem, było kilka tysięcy. Po dwóch tysiącach przestałem je liczyć - opowiada dumny Jerzy Kalibabka.
Złota passa największego oszusta matrymonialnego w dziejach Polski zakończyła się w hotelu Chemik w Pionkach koło Radomia. Akt oskarżenia był bardzo długi, a w aktach sprawy znalazło się ponad 200 nazwisk ofiar! Większość z niewiast nie mogła uwierzyć, że Jerzy je bezwzględnie wykorzystał. - On mnie kocha i do mnie wróci. I wszystko, co zabrał, odda... - zeznawały wówczas pokrzywdzone kobiety. Ale sąd nie był łaskawy i 8 marca 1984 roku ogłosił wyrok. Wichrzyciel kobiecych dusz został skazany na karę 15 lat więzienia oraz ponad milion złotych grzywny za gwałty, wyłudzenia, pobicia i uwodzenie nieletnich. - Gdybym żył w Ameryce, dostałbym 380 lat - podsumował sprawę Kalibabka.
Dziennikarze ustawiali się w kolejkach, by móc choć przez chwilę porozmawiać z casanovą odsiadującym swój wyrok w więzieniu w Barczewie (woj. warmińsko-mazurskie).
W 1987 roku powstał nawet serial telewizyjny pt. "Tulipan", z Janem Monczką w roli tytułowego amanta. Za podstawę do napisania scenariusza posłużyła prawdziwa historia działalności Kalibabki.
Oszust matrymonialny wyszedł z więzienia po 9 latach, pod koniec 1993 roku. Skorzystał z amnestii, wrócił do Dziwnowa i rozpoczął nowe życie. - Wszystko było dla mnie inne. Jak trafiłem za kraty, panował inny ustrój. Granice były zamknięte - opowiada uwodziciel. Niestety, szybko stare przyzwyczajenia dały o sobie znać. Wokół Kalibabki zaczęły pojawiać się młode kobiety. W końcu działalnością amanta znowu zaczął interesować się wymiar sprawiedliwości. - Oni zrobili to specjalnie. Usłyszałem ze 30 zarzutów, od oszustwa do usiłowania zabójstwa mojej teściowej, która w wannie podcięła sobie żyły. A ja byłem niewinny. Musiałem uciekać - wspomina oszust.
Kalibabka przez niemal pięć lat ukrywał się w Gorzowie Wielkopolskim. I mimo listów gończych, które zostały za nim rozesłane po całej Polsce, prowadził bujne życie towarzyskie. Tam właśnie poznał swoją obecną partnerkę, Karinę W. (29 l.).
- Karina była modelką, a ja w tym czasie żyłem w związku z dwoma kobietami. Obie kochanki były w ciąży - opowiada Kalibabka. - Wiedziałem, że muszę ją zdobyć, i to za wszelką cenę. I zdobyłem, ale musiałem sprzedać pralnię chemiczną i kupić całą agencję modelek - mówi.
Para wróciła do Dziwnowa i tam na świat przyszła piątka ich dzieci. - Dzieci to prawdziwy powód do dumy! Wszystkie uczą się tańca towarzyskiego i uprawiają sport. Najstarsza córka ma na imię... Moda - wyznaje w rozmowie z "Super Expressem". - A synowie są bardzo do mnie podobni. Są tacy przystojni, że niejednej pannie zawrócą w głowie, jak dorosną - dodaje dumny Kalibabka.
Od niedawna rodzina polskiego casanovy utrzymuje się z małego zieleniaka postawionego tuż przed domem. Obejście Kalibabki jest bardzo zaniedbane, a fetor rozkładających się warzyw i jedzenia trudny do zniesienia. Sąsiedzi są bardzo wrogo nastawieni do amanta. - Komornik goni komornika, ciągle przyjeżdża sanepid. U wszystkich mają długi. Najgorsze jest to, że latem rodzice sami przywożą tutaj swoje nieletnie córki, bo Kalibabka ogłasza się, że prowadzi agencję modelek i robi castingi - mówią nam sąsiedzi.
Sam Kalibabka marzy jednak o powrocie do swojej dawnej działalności i o kolejnych miłosnych podbojach. - Jestem szczęśliwy, bo mam rodzinę. Ale jestem stworzony do innego życia! - mówi otwarcie Kalibabka. - I cierpię. Cierpię okrutnie - dodaje. Dziwnowski amant twierdzi bowiem, że cały czas los wystawia go na pokusy. - Przychodzi młoda dziewczyna, moja siostrzenica. Patrzy mi w oczy. Wiem, że wystarczy tylko chwila, tylko parę słów, by była moja. Ale ja tego nie chcę. No, może chcę. Ale lepiej nie mówić za wiele... - rozmyśla uwodziciel. Na pytanie, czy nie żałuje krzywd i bólu, jakie zadał tysiącom kobiet, przerywa rozmowę. - Przecież to były inne czasy, to był mój sposób na życie. Poza tym ja naprawdę kochałem każdą kobietę, z którą spałem - bez zażenowania wyznaje Kalibabka.