- Jestem ateistą, poddanie mnie rytuałom kościelnym traktuję jak gwałt na mojej osobie - mówi Jerzy R.
- Zwłaszcza że dwa miesiące przed operacją, po której byłem w śpiączce, trafiłem do tego szpitala po zawale i miałem do czynienia z tym samym księdzem. Wtedy powiedziałem mu, że żadnych modłów nade mną nie chcę. Mimo to udzielił mi sakramentu, gdy nie miałem nic do gadania, bo byłem nieprzytomny - tłumaczy.
Patrz: Ten ksiądz nie będzie już molestował!
Dlatego żąda zadośćuczynienia od Szpitala Klinicznego nr 2 na Pomorzanach. Swoje krzywdy wycenił na 90 tys. zł .
Sądy dwóch instancji oddalały powództwo Jerzego R., ale Sąd Najwyższy, do którego ten skierował skargę kasacyjną, uznał, że rzeczywiście udzielenie sakramentu namaszczenia chorych było naruszeniem dóbr osobistych. Sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia.
Przeczytaj: Gen. Wojciech Jaruzelski: Ksiądz mnie nie nawracał, nie było sakramentu namaszczenia
- Nieważne, ile dostanę pieniędzy. Ważne, że szpital dostanie nauczkę i może po takiej lekcji będzie lepiej dbał o dobra osobiste pacjentów - podkreśla Jerzy R.
Szefostwo szczecińskiej kliniki nie może cofnąć czasu. - Nasi prawnicy zastanawiają się teraz, jak nie dopuścić do podobnych przypadków w przyszłości - powiedziała nam Barbara Turkiewicz, dyrektor szpitala.