Jerzy Janowicz (17 l.) to chyba największy talent w historii polskiego tenisa. W seniorskim challengerze w Szczecinie "Jerzyk" dotarł aż do półfinału, lecz zamiast cieszyć się z tego osiągnięcia, martwi się, czy znajdzie pieniądze na kontynuowanie kariery.
- Aż tak źle z finansami?
- Jest ciężko. Nie ma nowego sponsora, uciekają dotychczasowi. Wycofał się BOT Bełchatów, który pokrywał wynagrodzenie mojego trenera.
- Podobno rodzice też ledwo wytrzymują finansowanie twojej kariery?
- Robią to od 12 lat, i ponoszą koszty w jakichś 70 proc. Jestem wdzięczny im i dalszej rodzinie, która też mi pomaga, ale to chyba nie tak powinno wyglądać. Nie wiem, co jeszcze powinienem zrobić, żeby znaleźć sponsora. Chyba jak najszybciej pokonać Federera.
- Szejkowie z Kataru proponowali ci luksusy w zamian za reprezentowanie ich kraju.
- To prawda. 2 lata temu zaoferowali mi nieograniczoną pomoc finansową w zamian za zmianę obywatelstwa. Musiałbym również zmienić religię, a to nie wchodzi w grę. Z kolei w ubiegłym roku po juniorskim US Open Amerykanie widzieli mnie u siebie.
Jednak jestem Polakiem, chcę grać dla Polski i mam nadzieję, że znajdzie się sponsor i nie będę musiał nigdzie emigrować.
- O jakie pieniądze chodzi?
- Około 200 tys. zł na sezon. Moi trenerzy twierdzą, że jeśli będę miał takie pieniądze przez 2 lata, to wystarczy, bo potem awansuję do pierwszej setki ATP i będę utrzymywał się sam.
- Co zrobisz, jeśli jednak nie znajdziesz sponsora?
- Nie wiem, pomyślę. Amerykanie oferują mi pomoc bez konieczności przyjęcia ich obywatelstwa. Zapraszają mnie na Florydę, gdzie mógłbym sobie trenować przez 3 miesiące.