Łamie mnie w gnatach, tak jak nasi kochani rządzący łamią sobie głowy nad tym, żeby wszystkim żyło się lepiej. Ale od tego łamania wcale lepiej się nie czuję. Mam głowę wielką i ciężką jak trzy stocznie naraz. Szumi mi w uszach, zupełnie jakbym na żywo oglądał relację z Sejmu. A mój biedny żołądek wije się jak generał Jaruzelski przed sądem.
Groza. Na szczęście po południu wpadł do mnie szwagier z najlepszym lekarstwem na smutki i choroby. Poza tym, że wsparł mnie leczniczą cieczą, to jeszcze i słowem podbudował dobrym. Okazuje się bowiem, że nasz premier musiał przerwać urlop w ciepłych krajach, bo bez niego Polacy sobie po prostu nie radzą. Tusk spakował walizy i wrócił do kraju nad Wisłą. I dobrze, bo kto to widział, żeby jesienią na plaży leżeć. Na wakacje jedzie się latem, a jesienią się choruje. A psik!