W akcie desperacji mężczyzna przykuł się kajdankami do poręczy schodów przed prokuraturą na warszawskim Żoliborzu. Na szyi zawiesił sobie kartkę z napisem "Stop grabieżom i kłamstwom puszczającej się żony".
Jak sam tłumaczy, musiał coś zrobić, by świat zobaczył jego krzywdę. Okazało się, że żadne z czworga dzieci, które wychowywał wspólnie z żoną, nie jest jego. Kiedy on zarabiał na rodzinę, jeżdżąc autobusem MPK, małżonka prowadziła bujne życie towarzyskie...
W końcu pan Tadeusz nabrał podejrzeń. Poszedł do lekarza i uzyskał druzgocącą diagnozę. Jest bezpłodny. Nie może mieć dzieci. Jego małżeństwo legło w gruzach...
Płaci alimenty choć nigdy nie miał dzieci
W sądzie warszawski kierowca uzyskał już zaprzeczenie ojcostwa dwójki dzieci. Od kilku lat walczy o to samo w stosunku do kolejnych. Bezskutecznie. Jak sam twierdzi - wszystkiemu winna jest uprzedzona do niego prokurator. - Nie wzięła pod uwagę merytorycznych argumentów świadczących o tym, że nie jestem ojcem - komentuje.
Dlatego właśnie przykuł się do poręczy. Protest przyniósł efekt niemal od razu. Szefowa żoliborskiej prokuratury Katarzyna Szyfer obiecała mu pomóc. - Zajmiemy się tą sprawą od nowa. Postępowanie poprowadzi nowa prokurator - stwierdziła.