- A co, mój kotlet jest z irlandzkiej wieprzowiny? - wrzasnąłem i już byłem po obiedzie. Sięgnąłem po kawałek babki, żeby dojeść. - Kupna - ostrzegła żona. - Że co? - odbiłem grzecznie. - Może być z melaminą. Jakaś firma z Poznania dosypywała jej w nadmiarze do proszku do pieczenia. W Chinach w szkodliwych ilościach była w mleku dla dzieci. Kilka zmarło.
Siny ze złości odsunąłem się od stołu. Melamina! Dioksyny! Skończę jak prezydent Ukrainy - Juszczenko. Ledwo go odratowali. No, ale jego truli końską dawką, pocieszam się.
Może jednak zmienię dietę. - Skoczę po karpie - wołam do żony. - Na święta! - Tylko nie kupuj tych z Chin, podobno są lewe!
Szlag mnie trafił. Bo mogę być strutą świnią. Ale nie karpiem.