Po wyjeździe z Warszawy Edson związał się z brazylijskim Clube Nautico ze swojego rodzinnego Recife. Po kilku miesiącach kontrakt jednak rozwiązano.
"Super Express": - Podobno znów miałeś problemy z kontuzjami...
Edson: - Bzdura. Prawda jest inna. Byłem w tym klubie sześć miesięcy, a pensję dostałem za trzy. Nikt nie lubi pracować za darmo.
- Czyli z twoim zdrowiem wszystko w porządku?
- Zdecydowanie. Jestem zdrowy jak nigdy (śmiech). I jestem przygotowany do gry. Jeśli brazylijska federacja przyśle moje dokumenty, to mogę zagrać już w niedzielę z Lechem Poznań.
- Nie wahałeś się ani chwili, czy warto znów przyjeżdżać do Polski?
- Nie miałem wątpliwości. Zapamiętałem Koronę jako duży klub, z fajnym stadionem wypełnionym kibicami i byłem w stałym kontakcie z Edim i Hernanim. Na miejscu się nie rozczarowałem. Z działaczami dogadałem się błyskawicznie, podpisałem roczny kontrakt.
- Na co stać Koronę w tym sezonie? Początek był imponujący...
- Z wygranej 4:0 z Polonią bardzo się cieszyłem, ale trzeba zachować spokój. Korona musi się na nowo uczyć Ekstraklasy. Po kilku tygodniach okaże się, o co walczymy. Ale myślę, że możemy być czarnym koniem tego sezonu.
- Skoro oglądałeś mecz z Polonią, to widziałeś piękną bramkę Ediego. Kto teraz będzie wykonywał rzuty wolne?
- Nie śmiałbym się sprzeciwić Ediemu (śmiech). A poważnie, Edi to naprawdę już niemal symbol Korony, kapitan drużyny, szanowany przez piłkarzy i kibiców. Dlatego na pewno to on będzie miał pierwszeństwo. Ale pewnie przed każdym wolnym się naradzimy i zdecydujemy.
- A wracając do Legii. Zastanawiałeś się, jak przyjmą cię jej kibice podczas meczu Legia - Korona?
- Wierzę, że dobrze. Jeśli miałem z kimś w Warszawie nieporozumienia, to tylko z działaczami. Kibiców zawsze bardzo szanowałem. I myślę też, że coś dobrego dla Legii jednak zrobiłem...