Najgorsze jest to, że nikt nie chce pomóc mieszkańcom tej mazowieckiej wioski. - My tu umieramy! - rozpacza Henryk Broda (73 l.), jeden z mieszkańców Ksawerowa, którzy od trzech dekad walczą z wielką wodą i urzędniczą obojętnością.
Zobacz koniecznie: Sprawdź, które rejony kraju są zagrożone powodzią
- Zmienił się ustrój, przychodzą kolejni wójtowie i nic nie robią. A my toniemy! - rozpacza pan Henryk, brodząc po kolana w wodzie. Bezradni wobec żywiołu i bezduszności urzędników ludzie tracą zdrowie. - Gdy mój teść zobaczył, że zwierzęta i gospodarstwo stoją całe w wodzie, zemdlał i zabrało go pogotowie - woła Tomasz Ofiara (49 l.). - Lekarze mówili, że był o krok od śmierci - dodaje mężczyzna.
Przeczytaj koniecznie: Kiedy zaczną się powodzie?
I tak od 30 lat wygląda codzienność mieszkańców Ksawerowa. Woda stoi na polach przez większą część roku. Na wiosnę wdziera się na podwórka i do budynków. Przez roztopy siewy są tu dopiero w maju, zbiory - pod koniec września. Padają przeziębione zwierzęta, z zalanych pól nie ma zysków. Kręgi, które miały posłużyć do budowy systemu odprowadzania wody z pól, przywieziono tu 30 lat temu. Do dziś leżą na polu, dawno zniszczone. - W gminie wciąż mówią, żebyśmy poczekali, że trzeba robić plany - mówi Tomasz Ofiara. - Gdy skarżyliśmy się, że zalewa nasz dobytek, wójt przyjechał i powiedział, że "to nie jego sprawa"! - dodaje. - Gdy prosimy o autobus szkolny, bo dzieci idą do szkoły parę kilometrów w błocie po kolana, mówi, że dla jednej rodziny tego nie załatwi, a jak droga nam się nie podoba, żebyśmy sobie kupili łopaty - opowiada Renata Piasecka (40 l.). - Gmina to nie skarbiec - tłumaczy wójt gminy Stromiec Marek Matysiak (54 l.). - Nie uchylam się od obowiązków, wykonuję je w miarę swoich możliwości.
To administracja państwowa powinna wykonać meliorację, a jeśli ludzie jej chcą, muszą się do tego dołożyć - dodaje wójt. - Jak urzędnicy mogą nas zrozumieć, skoro wójt żyje wygodnie i na swoje podwórko może wyjść w suchych kapciach - mówią ludzie.