- Panie prezesie, szuka pan już nowego szkoleniowca?
Roman Ludwiczuk: - Jeszcze nie skończyłem rozmów z Urlepem, na razie go nie zwolniłem. Mieliśmy spotkanie we Wrocławiu, trener poprosił o kilka dni do namysłu, a potem o jeszcze jedną rozmowę w cztery oczy. Mamy się zobaczyć w środę. Nie ukrywam, że dla mnie to ostateczny termin: albo w jedną, albo w drugą. Nie ma czasu na czekanie.
- Trener przedłuża rozmowy. Czy to znaczy, że coraz bardziej się waha?
- Niekoniecznie. Można przecież powiedzieć odwrotnie: chce dokładnie przemyśleć decyzję "na tak". Wiadomo, że jest oddany Śląskowi, tam buduje drużynę. Mnie zależy na tym, żeby robił to samo, ale w kadrze. Połączenie tych rzeczy jest niemożliwe. W ostateczności zgodziłbym się na trenera, który pracuje jednocześnie w klubie zagranicznym i reprezentacji Polski. Wtedy nikt nie dopatrywałby się konfliktu interesów, skończyłyby się wszelkie spekulacje na ten temat.
- Zmalały szanse, że Urlep zostanie w reprezentacji?
- Tego nie powiedziałem. Nie chcę, żeby moja opinia miała ewentualnie wpłynąć na jego decyzję. Na pewno Urlep chciałby funkcjonować na takich warunkach jak do tej pory, ale w latach 2008-2009 praca z kadrą wymaga wiele czasu.
- Urlepowi ciężko się będzie rozstać ze Śląskiem?
- Rozmawiałem z prezesem klubu i nie byłoby przeszkód formalnych. Trener mógłby nawet na rok zawiesić pracę w Śląsku, co nie zmuszałoby związku do płacenia za wcześniejsze rozwiązanie kontraktu.