I musiałem mu wytłumaczyć, że jego kierownik - pewnie ofiara systemu bankowego, ma rację. To jeden z tych zrobionych w konia przez zapisane małymi literkami paragrafy umów. Dziś dzięki nim banki stawiają pod ścianą klientów - żądając dodatkowych zabezpieczeń hipotecznych, dużo droższych ubezpieczeń kredytów lub zgody na zwiększenie marży.
Bo - jak wiemy - frank szwajcarski podskoczył, więc wartość kredytów w przeliczeniu na złotówki też. I już banki zwietrzyły szansę, jak i tak przerażonego wyższą ratą kredytu klienta jeszcze bardziej wydoić. Strasząc - gdy się opiera - natychmiastową przymusową spłatą całości pożyczki. Dlatego dziś stwierdzenie "masz to u mnie na bank" jest formą obelgi i obietnicą kłopotów. Tak to się język dzięki pazernym bankowcom zmienia.