Język na bank

2009-03-25 8:00

Powiedziałem kierownikowi "masz to u mnie na bank" i omal mnie z roboty nie wyrzucił - skarżył się szwagier. - Wrzeszczał, że jestem arogancki i bezczelny, a jeśli chcę odmówić wykonania polecenia, to mogę kulturalnie. A ja zbaraniałem - opowiadał szwagier - bo przecież powiedziałem, że zrobię! "Na bank".

I musiałem mu wytłumaczyć, że jego kierownik - pewnie ofiara systemu bankowego, ma rację. To jeden z tych zrobionych w konia przez zapisane małymi literkami paragrafy umów. Dziś dzięki nim banki stawiają pod ścianą klientów - żądając dodatkowych zabezpieczeń hipotecznych, dużo droższych ubezpieczeń kredytów lub zgody na zwiększenie marży.

Bo - jak wiemy - frank szwajcarski podskoczył, więc wartość kredytów w przeliczeniu na złotówki też. I już banki zwietrzyły szansę, jak i tak przerażonego wyższą ratą kredytu klienta jeszcze bardziej wydoić. Strasząc - gdy się opiera - natychmiastową przymusową spłatą całości pożyczki. Dlatego dziś stwierdzenie "masz to u mnie na bank" jest formą obelgi i obietnicą kłopotów. Tak to się język dzięki pazernym bankowcom zmienia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki