- Ja mam być karana więzieniem? Pytam za co? - grzmi w rozmowie z "Super Expressem" pani Joanna.
Państwo Mazurkiewiczowie przez długi czas bezskutecznie starali się o dziecko. Kiedy więc w końcu pojawiła się możliwość zastosowania tzw. zapłodnienia pozaustrojowego, od razu z niej skorzystali. - Moje bliźniaki w listopadzie skończą 6 lat. Rozwijają się ładnie i nikt, kto na nie patrzy czy z nimi rozmawia, nie może powiedzieć, że są gorsi przez to, jak przyszli na świat - mówi nam Joanna Mazurkiewicz. Jej mąż zginął nagłą śmiercią niecałe dwa lata po narodzinach dzieci. Umarł w szpitalu po pęknięciu tętniaka.
Wdowa po senatorze PiS uważa, że projekt Piechy jest przerażający. - Pomysł karania więzieniem mnie nie oburzył. On mnie po prostu załamał i przeraził. Karać więzieniem za to, że ktoś chce mieć dzieci i za to, że te dzieci później będą kochać i będą kochane, rosnąć i pracować na emerytury i łożyć do kasy państwa to źle?! Kto za chwilę będzie pracował? - pyta Mazurkiewicz.
I dodaje, że gdyby żył jej mąż, zagłosowałby przeciw projektowi Piechy. - Kiedyś zapytałam męża, czy jak sprawa in vitro stanie w Senacie, to czy zagłosuje według linii swojej partii, żeby zabronić in vitro, czy też zagłosuje za in vitro. On wtedy mi odpowiedział, że zagłosuje zgodnie z własnym sumieniem, choćby miał wszystko w PiS stracić - powiedziała Mazurkiewicz.