50 tysięcy zdenerwowanych kibiców na Stadionie Narodowym i miliony przed telewizorami. Takiej kompromitacji w polskiej piłce nożnej już dawno nie było. Jak można było dopuścić do tego, że mecz Polski z Anglią na jednym z najnowocześniejszych stadionów w Europie nie został rozegrany? Bulwersował się także sam premier Donald Tusk (55 l.). Ale tydzień temu. I już mu przeszło. - Każdy wykonał swoje prace zgodnie z przepisami - poinformował Tusk, ujawniając raport z wodnej afery. Premier wytłumaczył, że grubość murawy była właściwa. Stwierdził także, że tego feralnego dnia opady były bardzo intensywne, a w czasie deszczu nie da się rozłożyć dachu nad stadionem. - Decyzję trzeba było podjąć wcześniej. Brakowało jednego odpowiedzialnego gospodarza tego wydarzenia - zauważył Tusk, przyznając, że winą za kompromitację nie można obarczyć ani delegata FIFA, ani NCS, ani PZPN, ani Ministerstwa Sportu. Nie ma dowodu na to, że nie dopełnili oni swoich obowiązków. - Dymisji minister nie przyjąłem. Oczekuję, że do końca roku Ministerstwo Sportu zbuduje właściwy nadzór nad NCS. Jeśli tak się nie stanie, to wrócę do rozmów z minister Muchą - pogroził premier.
Sama minister wypowiedziała się wczoraj w Sejmie. - Czuję się politycznie odpowiedzialna za tę sytuację - oświadczyła, komentując decyzję o złożeniu dymisji. Ale najwyraźniej już wtedy wiedziała, że w sprawie afery wodnej włos jej z głowy nie spadnie. We wtorek wieczorem niezwykle uśmiechnięta i radosna spacerowała ze swoim przyjacielem, znanym ekonomistą Januszem Jankowiakiem. Jakby była spokojna o swoje stanowisko.
Spokojny nie może być za to szef NCS. Premier zasugerował, że od ministry Muchy oczekuje decyzji personalnych.