- Mój tata był strażakiem - opowiada. - Przyprowadzał mnie tu, jak byłam mała i tak już zostałam. Gdy jestem w domu i usłyszę alarm z wieży strażackiej, wsiadam na rower i pędzę do remizy. Po minucie jestem na miejscu. Przebieram się w mundur i razem z kolegami jadę na akcję. Ostatnio gasiliśmy ogromny pożar pól. Paliły się resztki słomy.
>>> Żenujący błąd Ruchu Palikota
Nim pani Joasia wyjechała w pierwszą swoją akcję, musiała zrobić specjalny kurs i zaliczyć testy sprawnościowe. Dziś na koncie ma już kilkaset wyjazdów do pożarów i wypadków samochodowych.