Wyrodna matka od półtora miesiąca wodzi za nos śledczych i okłamuje całą Polskę. Najpierw wymyśliła nieistniejącą nianię, pod której opieką miało umrzeć maleństwo. Kobiety szukała cała Polska. Potem mówiła, że żadnej niani nie było, a dziecko umarło w nocy.
Śledczy poddali w końcu kłamczuchę badaniu wariografem. Urządzenie co chwila aż trzeszczało bezlitośnie, wskazując na wykresie jedno wielkie kłamstwo.
Przyciśnięta przez śledczych przyznała w końcu, że dziecko żyło, kiedy wychodziła do pracy. W swojej najnowszej wersji zdarzeń Anna K. twierdzi, znalazła Jolę martwą, gdy wróciła do domu.
- Sprowadziliśmy, aż z Białegostoku biegłą z wariografem. Po przedstawieniu wyników badania Annie K. ta przyznała się, że wyszła z domu i dziecko wówczas żyło. Przedstawiliśmy jej zarzuty narażenia dziecka na utratę życia i zdrowia. Grozi za to pięć lat więzienia - powiedział nam Wojciech Piktel, szef oleckiej prokuratury.
Anna K. przestała być w końcu świadkiem w sprawie śmierci Joli. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że możliwa jest zmiana kwalifikacji jej czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci. Wyrodna matka ma teraz dozór policyjny i cztery razy w tygodniu musi meldować się na komendzie.