Wszystko wydarzyło się w ciągu kilku sekund. Pani Jolanta wracała do domu z pracy. W lusterku zobaczyła potężną ciężarówkę. Zbliżała się z ogromną prędkością. Po chwili już brała się za wyprzedzanie. Nagle ogromna naczepa zachwiała się i wywróciła na jej auto.
- Nagle zapadła ciemność. Ostatnie, co pamiętam, to ta waląca się naczepa - opowiada Jolanta Krajewska. Obudziła się w szpitalu. Od strażaków potem dowiedziała się, że jakimś cudem zdążyła położyć się na podłodze samochodu. To dzięki temu żyje i nie ma złamanej nawet jednej kości.
Przeczytaj koniecznie: Minister infrastruktury: TŁOK w pociągach to wina pasażerów
Za to jej samochód wygląda, jakby wyszedł spod prasy na złomowisku. Mieszkanka Morlin nie ma wątpliwości. To był prawdziwy cud! Od Boga dostała drugie życie i ma zamiar tę szansę dobrze wykorzystać.
- Jak tylko wyjdę ze szpitala z obserwacji, to całą rodziną zamówimy dziękczynną mszę świętą w naszym kościele. Będę na pewno lepszą żoną i matką niż do tej pory. Takiego daru nie można przecież zmarnować - mówi wzruszona i niezwykle szczęśliwa kobieta.