Jeszcze w zeszły piątek Bogusław Mec był w swoim domu, ale po obiedzie poczuł się źle. Żona Jolanta wezwała pogotowie, które zabrało go do szpitala.
- Trzymałam męża za rękę, zawsze tak robiłam, a on mi mówił, gdy otwierał oczy, że przy mnie czuje się bezpiecznie - mówi ze smutkiem w głosie Jolanta Mec w rozmowie z "Super Expressem". Przy jego łóżku czuwała aż do niedzieli, do godziny śmierci.
Dla wielu Polaków Mec był nie tylko artystą, ale także człowiekiem, który pokazywał, jak walczyć z rakiem i nie poddawać się. On robił to przy ogromnym wsparciu Jolanty Mec od 2001 roku, gdy zachorował na białaczkę.
Ostatnio przyjeżdżał do Warszawy na chemię. Ta terapia, niestety, mocno go osłabiła. Ale już nie raz, nie dwa przecież wychodził z cięższych opresji!
Jednak miesiąc temu zaczął mieć problemy z oddychaniem.
- Jolu, ja już z tego nie wyjdę - mówił do żony, ale ona wierzyła, że i tym razem sobie poradzi.
Pierwszy weekend lutego Mec spędził w szpitalu, na własną prośbę wyszedł jednak, bo miał zobowiązania. - Zaproszono go na nagrania do "Szansy na sukces". Nie chciał nikogo zawieść - mówi nam przyjaciel Meca, wokalista Krzysztof Cwynar (70 l.).
Niestety, pan Bogusław już nie obejrzy odcinka ze swoim udziałem. Program, w którym gościł, zostanie nadany dopiero za kilka tygodni. - Czuł się dobrze, na tyle, że pojechał jeszcze na północ Polski na koncert, który dał w Dniu Kobiet - dodaje Cwynar.
Potem Mec wrócił na krótko do domu, ale poczuł się bardzo źle i trafił do szpitala w Zgierzu, gdzie zmarł w niedzielę rano niemalże w objęciach żony.
Pogrzeb Bogusława Meca odbędzie się w piątek w Łodzi. - Uroczystość rozpocznie się o godz. 12 mszą w kaplicy na cmentarzu komunalnym na Dołach przy ulicy Smutnej - mówi Krzysztof Cwynar i dodaje: - Mszę będą celebrować pastor ewangelicki i ksiądz katolicki.
Potem żałobnicy odprowadzą trumnę do Alei Zasłużonych, gdzie artysta spocznie przy dźwiękach jednego ze swoich utworów.