Do nieszczęścia doszło rano w Wielką Sobotę w kamienicy przy ul. 3 Maja w Dąbrowie Górniczej (woj. śląskie).
- Nagle zobaczyłam, że chłopczyk wychyla się przez okno, mówiłam mu, żeby się schował - opowiada kobieta mieszkająca w tej samej kamienicy. - Na chwilę zniknął w środku, ale po chwili usłyszałam głuchy huk. Zobaczyłam, że leży na chodniku i się nie rusza. Zbiegłam na dół, dzwoniąc po pogotowie - dodaje. Norbert natychmiast trafił do szpitala w Katowicach Ligocie.
Kiedy na miejscu tragedii zjawiła się policja, matki chłopczyka nie było w mieszkaniu. Funkcjonariusze znaleźli ją w bloku nieopodal. Była pijana. Miała 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu.
- Kobieta trafiła do izby wytrzeźwień, a potem została przesłuchana. Ma zarzut bezpośredniego narażenia dziecka na utratę życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi jej do 5 lat więzienia - mówi Mariusz Miszczyk z policji w Dąbrowie Górniczej. O tym, czy Norbert wróci pod opiekę matki, zdecyduje sąd rodzinny.
Jolanta Szuchmilska jest załamana wypadkiem. Wczoraj czuwała wraz z ojcem dziecka Stanisławem Iwańskim (47 l.) przy szpitalnym łóżku Norberta. - Wyszłam tylko do sklepu, kocham moje dziecko i nigdy bym nie pozwoliła, żeby stała mu się krzywda - przekonuje. Ona i ojciec dziecka nie dopuszczają do siebie myśli, że Norbert może być im odebrany. - Będziemy z całych sił walczyć o to, żeby został z nami. Jola nie jest potworem, tylko kochającą matką. To był nieszczęśliwy wypadek - przekonuje ojciec dziecka.