Są takie imprezy, które wymykają się spod kontroli, a ich przebieg jest bardzo zawiły i tajemniczy. A to, co wydarzyło się pod Koninem (woj. wielkopolskie), było bardzo dziwne.
>>> Wrocław: Przywieźli grilla i dinozaury
Józef D. wpadł na pomysł zorganizowania grilla. Kupił drób, alkohol i poszedł po kolegów. Jedli, pili, żywo dyskutowali... - Wszystko było jak zawsze do momentu, gdy Józek poszedł spać. Po pewnym czasie połapaliśmy się, że on tak naprawdę nie śpi, tylko jest zimny - odtwarza w pamięci koszmarny wieczór pan Tadeusz. Dalszy rozwój wypadków trudno zrozumieć nie tylko policjantom, ale i uczestnikom zabawy. Tadeusz B. z synem Januszem, stojąc nad ciałem Józka, postanowili go pochować z honorami. Umyli go, ubrali w odświętne ubranie, a traktor z przyczepą zmienił się w karawan pogrzebowy. Pochowali go w lesie, bo przecież był drwalem. - Józek kochał las - mówi, roniąc łzy Tadeusz. - Drugi raz bym tego nie zrobił, wystarczy że najadłem się wstydu - dodaje.
Sprawa amatorskiego pogrzebu wydała się po kilku dniach. Sąsiedzi i koledzy drwale zaniepokoili się nieobecnością Józka. Ruszyły poszukiwania. - Tadeusz z synem Januszem też go szukali! - oburzają się znajomi zmarłego.
Gdy go znaleziono, Tadeuszowi i Januszowi zaczęła wracać pamięć. O wszystkim opowiedzieli śledczym. Sekcja wskazała, że Józef D. umarł śmiercią naturalną, a jak tłumaczy asp. Marcin Jankowski z konińskiej policji, śledczy postanowili, że organizatorzy nocnego pogrzebu nie usłyszą żadnych prokuratorskich zarzutów.