Tragedia, do której doszło w noworoczne popołudnie w Kamieniu Pomorskim, wstrząsnęła całą Polską. Pijany kierowca wjechał w grupę ośmiu osób. Zabił sześć z nich, w tym rodziców Julii. Dziewczynka przeżyła, ale musiała być hospitalizowana w szczecińskiej klinice. Miała złamaną nogę i doznała urazu biodra. Do piątku pozostawała w szpitalu pod opieką lekarzy. Po południu babcia z ciocią i wujkiem przywieźli ją do domu, w którym czekał na nią stęskniony dziadek Eugeniusz Pożarski (67 l.).
- Ona naprawdę dzielnie znosi śmierć mamy i taty. Uśmiech na jej buzi gości coraz częściej. Mamy jednak wrażenie, jakby odsuwała od siebie myśl, że straciła rodziców na zawsze. Jakby wciąż na nich czekała, aż wrócą z dalekiej podróży - mówią dziadkowie.
Dodają, że mają do wykonania bardzo ważne zadanie. - Musimy dać naszej wnusi ciepło, miłość i poczucie bezpieczeństwa. Specjalnie dla niej odnowiliśmy pokoik, w którym będzie mieszkać. Teraz, już razem z Julcią, będziemy go meblować. To ona zdecyduje, co z dawnego mieszkania trafi do jej nowego pokoju - zaznaczają.
Julia, będąc w szpitalu, otrzymała mnóstwo listów od swoich kolegów i koleżanek ze szkoły. Wszyscy pisali, że na nią czekają, nie mogą doczekać się jej powrotu do szkoły. Nie brakowało też w listach życzeń szybkiego powrotu do zdrowia. Na razie jednak Julia do szkoły nie wróci, będzie miała indywidualne lekcje, bo czeka ją jeszcze rehabilitacja w kamieńskim uzdrowisku. Dziewczynka pozostanie też pod opieką psychologa.
Zobacz jeszcze: Kamień Pomorski: ofiary bydlaka Mateusza S. dostaną 18 tysięcy złotych od wojewody