Działacz charytatywny w listopadzie ubiegłego roku podczas promowania swojej książki opowiedział anegdotę. Ta zawierała przekleństwo, co nie spodobało się jednemu z internautów oglądających relację ze spotkania. Anonimowy użytkownik zawiadomił policję, ponieważ - jak argumentował - słowa Jerzego Owsiaka go uraziły. Z tego też powodu dziennikarz stanął dziś przed wrocławskim sądem, który zdecydował o umorzeniu postępowania i obciążeniu Skarbu Państwa kosztami procesu.
- Czuję się niewinny i współczuję policji, że musicie się państwo takimi rzeczami zajmować - powiedział przed sądem Jerzy Owsiak. I przypomniał, że słowa które wypowiedział kilka miesięcy temu były "wyrazem przekazu artystycznego" i nie miały na celu nikogo obrazić. - Moje słowa padły w kontekście sztuki. Zacytowałem to co padło w tej książce - mówił na posiedzeniu sądu szef Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dodał też, że decyzja sądu będzie ważnym sygnałem dla artystów.
Jak uzasadniał sąd, trudno uznać salę, w której odbyło się spotkanie z czytelnikami za miejsce publiczne. Między innymi dlatego, że miała ona ograniczoną liczbę miejsc i była wydzielona z pozostałej części sklepu. Co więcej, na spotkanie nie przybyły przypadkowe osoby, a te które były zainteresowane spotkaniem z Jerzym Owsiakiem. Sąd zauważył też brak społecznej szkodliwości czynu Owsiaka.