Dwa tygodnie temu obaj aktualni mistrzowie świata pokonali go na 800 m kraulem w mityngu we Wrocławiu. Teraz w Łodzi, pod ich nieobecność, "Korzeń" ustanowił rekord kraju na 25-metrowym basenie i uzyskał drugi tegoroczny rezultat na świecie. Wygrał też trzy inne wyścigi.
"Super Express": - Czy forma nie przyszła za wcześnie, skoro do mistrzostw Europy jeszcze 7 tygodni?
Paweł Korzeniowski: - Jeszcze jestem daleki od szczytu formy. To, że pobiłem rekord na długim dystansie, a nie na krótkim, wynika z fazy treningu wytrzymałościowego. W poprzednim tygodniu pływałem po 7 kilometrów dwa razy dziennie, w obecnym - po 8. Powinienem teraz dobrze wytrzymywać długie dystanse, chociaż moją specjalnością jest 200 m motylkiem.
- Rok temu trenerzy narzekali na pańskie słabe zaangażowanie w trening...
- Wtedy w każdą środę rano nie było mnie na treningu. Spałem po ciężkich zajęciach z początku tygodnia. Teraz robię, ile mogę i nie opuszczam treningów.
- Więc może stąd ten znakomity wynik?
- Po przejściu jesienią z długiego basenu na krótki pływa się łatwiej. W dodatku po letnich startach miałem tylko tydzień wakacji, więc praca była kontynuowana. Mam też lepsze czucie wody.
- Czego nauczył pana start bez medalu w tegorocznych mistrzostwach świata?
- Że świat idzie naprzód i trzeba ciężko trenować (śmiech). I że zanadto poddałem się presji, starając się obronić tytuł mistrza. Ale dobrze się stało, dostałem nauczkę.
- A jak działa perspektywa igrzysk w Pekinie?
- Nie krępuje mnie, nie powoduje paraliżu. Tylko nie chciałbym po raz drugi, tak jak w Atenach, finiszować w igrzyskach jako czwarty.