Stanisław S., nauczyciel z Dolnego Śląska, spotkał Katarzynę Waśniewską i jej męża w pociągu, którym jechał. - To było pod koniec stycznia 2011 r. (Madzia urodziła się 15 lipca 20011 r. - red.) - zeznawał wczoraj. - Para młodych ludzi wsiadła do mojego przedziału. Zajęli miejsca obok mnie - opisywał. Słyszał ich rozmowę. "Kto by marnował czas, życie na wychowanie dziecka, kiedy inni się bawią, jeżdżą za granicę" - mówiła kobieta. Te słowa tak wstrząsnęły emerytowanym pedagogiem, że kiedy ponad rok później o śmierci małej Madzi z Sosnowca mówiła
cała Polska, zdecydował się zgłosić do prokuratury i powiedzieć, co słyszał.
Stanisław S. opisywał spotkanie w pociągu, a Katarzyna Waśniewska bazgrała na kartce, rozglądała się po sali sądowej. Nie zainteresowały jej także zeznania innego świadka - policjanta, który relacjonował, co zdradziła mu Beata Ch., koleżanka z celi Waśniewskiej. - Na spacerniaku Katarzyna opowiedziała jej o libacji, podczas której zamordowała Madzię, a potem upozorowała jej upadek - mówi Daniel P. (35 l.), funkcjonariusz. Dodał, że Beata Ch. nie oczekiwała żadnej nagrody za ujawnienie sekretu Waśniewskiej.
Na koniec rozprawy obrońca Katarzyny złożył wniosek o powołanie biegłych z zakresu technik informatycznych oraz powtórny wniosek o powołanie biegłego laryngologa i neonatologa. Kolejna odsłona procesu 1 sierpnia. Wyrok może zapaść pod koniec wakacji.