Wywiad stanowi polemikę z tekstem naczelnego "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego, który opublikowany został w czwartkowej "Rzepie". Lisicki twierdzi w nim, że obrona krzyża paradoksalnie może przyczynić się do wzmocnienia przeciwników udziału Kościoła w życiu politycznym kraju. Zdaniem prawicowego publicysty gdyby tak się stało, winny byłby zarówno Bronisław Komorowski za złą organizację przenosin krzyża, jak i Jarosław Kaczyński, który udzielił wsparcia protestującym.
Kaczyński określił tezy redaktora krótko: "bzdury wierutne, odrażające", dalej także jako "kłamstwa" i "obrzydliwości". Nie wprost zarzucił mu także "hiperoportunizm".
Zdaniem Kaczyńskiego, to tylko i wyłącznie nowy prezydent wprowadza w Polsce "zapateryzm". Co przez to określenie rozumie prezes PiS? - Dążenie do tego, żeby wszelkiego rodzaju symbole religijne zniknęły ze sfery publicznej, tej normalnej przestrzeni fizycznej, dostrzeganej przez zwykłego człowieka. Żeby zniknęły z instytucji publicznych, ze szkół wraz z nauką religii. Krótko mówiąc, żeby Kościół zepchnąć całkowicie, jak to się kiedyś mówiło, do kruchty - precyzuje.
Prezydenta Komorowskiego nazywa przy okazji "obrońcą Wojskowych Służb Informacyjnych", a decyzję o przenosinach krzyża określa jako "to samo, co głosili w Polsce komuniści na pierwszym etapie walki z Kościołem".
Czego władza Platformy się boi? Dlaczego chce przenieść krzyż? Oto odpowiedź szefa Prawa i Sprawiedliwości: "Chodzi o to, by nie powstał pomnik (...) który siłą rzeczy będzie pomnikiem Lecha Kaczyńskiego, a pamięci o Lechu Kaczyńskim obecna władza boi się jak diabeł święconej wody. Boi się, bo Lech Kaczyński uosabiał to wszystko, czego zaprzeczeniem ona jest, czyli suwerennej, demokratycznej i sprawiedliwej w swoich stosunkach społecznych Polski".