Zwycięstwo było blisko, ale to jednak marszałek Sejmu okazał się lepszy i sprzątnął Jarosławowi Kaczyńskiemu sprzed nosa fotel głowy państwa. Brat bliźniak śp. Lecha Kaczyńskiego miał prezydenturę w zasięgu ręki. W nocy PKW podała nawet, że lider PiS wyprzedził kandydata PO o kilka punktów procentowych, ale kolejne wyniki były już niekorzystne dla Kaczyńskiego.
Sztabowcy PiS i partyjni koledzy pokonanego mają teraz czas, by zastanowić się co poszło nie tak. Spekulacje trwają od samego rana. W rozmowie z tvn24 Jacek Kurski zastanawiał się jak doszło do porażki Kaczyńskiego.
Winą za przegrane wybory obarcza katastrofę 10 kwietnia, a dokładniej niemożność mówienia o tym co się stało. Gdy Jarosław Kaczyński wspominał Smoleńsk był oskarżany o to, że „gra tragedią”.
- Tutaj był pewien półmrok niedomówień i tajemniczości – mówił Kurski. – Minęły trzy miesiące i polskich archeologów nie wpuszczono, żeby sprawdzili tę ziemię. Teraz się okazuje, że to sam Putin proponował, żeby Polska przejęła śledztwo. Panowie Komorowski i Tusk nie zrobili nic, żeby Polska wyjaśniła sprawę tragedii – twierdził polityk.
Europoseł PiS jest zdania, że wybory być może były nie do wygrania, bo partia Kaczyńskiego znalazła się w „kleszczach dyskursu politycznego”.
- Jakiekolwiek prowadzenie normalnej polemiki wyborczej z obozem naszego przeciwnika natychmiast było brane w cudzysłów, że wraca straszny PiS z zardzewiałym nożem w zębach –oceniał polityk PiS.
- Czuję się przeciwnikiem Donalda Tuska, ale gdyby Tusk został prezydentem, nie miałbym żadnych pretensji. Bo to jest ktoś. Jest to człowiek jednak o silnej osobowości, wizji, charyzmie – dodał Kurski podsumowując, że Komorowski nadaje się "na wiceministra, góra na ministra".