Kaczyński: Włożyłem bratu do trumny dwie osobiste rzeczy. Napiszę krótki zarys jego życia

2011-01-24 9:49

Ból po najbliższego członka rodziny wcale nie słabnie wraz z upływem czasu w przypadku prezesa PiS, który w katastrofie pod Smoleńskiem stracił ukochanego brata bliźniaka. Jarosław Kaczyński każdego dnia na nowo rozpamiętuje jego śmierć, wspomina zmarłego prezydenta. Przed pogrzebem do trumny Lecha Kaczyńskiego włożył dwie bardzo osobiste pamiątki. W hołdzie dla brata zamierza napisać zarys jego życia, chociaż woli, żeby powstała naukowa autobiografia.

Nawet śmierć nie jest w stanie zerwać więzi łączącej Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Lider PiS w wywiadzie dla „Faktu” zdradza, że w ciągu dnia stale myśli o zmarłym bracie i to już w nim zostanie. W swoim domu na warszawskim Żoliborzu, gdzie mieszka z ciężko chorą matką Jadwigą Kaczyńską trzyma mnóstwo pamiątek po zmarłym prezydencie. Nad łóżkiem powiesił jego zdjęcie.

- Wiele mi zostało po bracie, krawaty, a nawet słoniki na szczęście – wylicza. Sam zachował sporo rzeczy, ale do trumny Lecha Kaczyńskiego także włożył dwie, bardzo osobiste pamiątki.

Polityk często wraca pamięcią do dnia katastrofy. Przeżywał wtedy tak ciężkie chwile, że żadne słowa nie są w stanie wyrazić rozmiaru jego bólu. Nie mógł jednak pogrążyć się w rozpaczy, bo wiedział, że jego przebywająca wówczas w szpitalu matka najdłużej jak się da nie może się dowiedzieć o katastrofie. Nagła wiadomość o śmierci syna i synowej mogłaby ją zabić.

Patrz też: Jarosław Kaczyński atakuje Tuska: Nie ściskałbym się z Putinem!

Jarosław Kaczyński odwiedził chorą mam już 40 minut po tym jak usłyszał o tragedii. Pani Jadwiga był wtedy tak oszołomiona, że nie była w stanie rozróżnić, który syn stoi przy jej łóżku. Prezes PiS zmieniał garnitury i podszywał się pod brata. Chociaż matka przez całe życie nigdy nie pomyliła bliźniaków, to na skutek choroby miała z tym problem.

Kiedy poczuła się lepiej prezes PiS wmówił jej, że Leszek jest w podróży po Ameryce Południowej, a powrót do kraju opóźnia się, bo przez pył wulkaniczny musi płynąć statkiem. W końcu jednak  dwóch miesiącach musiał wyjawić prawdę.

- Tylko ja mogłem to zrobić. Nastąpił wstrząs, stan mamy się pogorszył. Trzeba było podać leki uspokajające – wspomina.

Lider PiS zapewnia, że gdyby on był premierem to do katastrofy by nie doszło. Nie podzieliłby bowiem wizyt w Smoleńsku prezydenta i szefa rządu. Zadbałby o odpowiednie zabezpieczenie tej delegacji.

Jako premier, który dowiaduje się o tragedii w Smoleńsku działałby w określony sposób. - Od razu startuję do Smoleńska, kilka godzin wcześniej, niż to zrobił Tusk. Stanowczo żądam, by ciała ofiar przewozić do Polski, a nie do Moskwy, i aby wrak sprowadzić do kraju. Nie godzę się na konwencję chicagowską, która dotyczy lotnictwa cywilnego, a to przecież był lot wojskowy. Jest porozumienie z 1993 roku i na nim bazuję. Chodzi o polskiego prezydenta, o polskich obywateli – zapewnia.

Jak na razie prezes PiS nie czuje potrzeby, by lecieć do Smoleńska i stanąć na miejscu katastrofy. Zamierza napisać krótki zarys życia brata i czeka na naukową biografię Lecha Kaczyńskiego.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają