O wyrzucenie "Żelaznego Ludwika" z partii wnioskował sam prezes PiS Jarosław Kaczyński (59 l.). Byłego marszałka Sejmu oskarżono o obrażanie członków formacji. Chodziło o jego wypowiedzi o "susłoizacji" partii i użyte przed kilkoma tygodniami sformułowanie o "sułtanie i grupie otaczających go eunuchów". Mowa obrończa Dorna trwała prawie pół godziny. - Była spokojna, ale emocjonalna - mówi nasz informator. Dorn niewiele jednak wskórał. Partyjny sąd trwał półtorej godziny. Za wyrzuceniem trzeciego bliźniaka głosowało 34 członków zarządu partii. Przeciw był jedynie Tomasz Dudziński (35 l.).
Po opuszczeniu zarządu Dorn wsiadł do autobusu i... odjechał do Sejmu. Tam na konferencji prasowej zapowiedział, że nie zamierza tworzyć nowej partii, przystępować do innej ani zostać członkiem koła parlamentarnego. - Pozostanę posłem niezrzeszonym - oświadczył.
Spór między Dornem a Kaczyńskim trwał od listopada ubiegłego roku. Po przegranych wyborach parlamentarnych Dorn, wraz z Kazimierzem Ujazdowskim (44 l.) i Pawłem Zalewskim (44 l.), zrezygnował z funkcji wiceprzewodniczącego partii i skrytykował wodzowskie metody zarządzania. Ujazdowski i Zalewski z partii odeszli, Dorn został odsunięty na boczny tor. Kilka tygodni temu spór się zaognił. Były premier zarzucił Dornowi, że uchyla się od płacenia alimentów na dzieci i łamie reguły. Ten w odpowiedzi pozwał Kaczyńskiego do sądu.
Co teraz będzie robił Dorn? Zostanie - jak twierdzi - posłem niezależnym. Będzie miał też więcej czasu na tłumaczenia i pisanie bajek.
Kilku naszych rozmówców przekonuje, że przed wyborami parlamentarnymi Dorn pogodzi się z Kaczyńskim i dostanie... pierwsze miejsce na liście PiS. Czy po tym, co się stało, jest to w ogóle możliwe? Czas pokaże.