Cała sprawa ciągnie się od wiosny 2006 roku. Wówczas ujawniono, że Lech Kaczyński odznaczył Wojciecha Jaruzelskiego Krzyżem Zesłańców Sybiru. Ówczesny szef prezydenckiej kancelarii Andrzej Urbański oświadczył, że to "sabotaż". Szybko znalazła się również winna.
Miała nią być Mirosława Ryszkowska. To ona - zdaniem ludzi prezydenta - na własną rękę dopisała generała Jaruzelskiego do listy odznaczonych.
Rzecz w tym, że kobieta nie zgadza się z zarzutami. - Nie było żadnego sabotażu - tłumaczyła Ryszkowska i dodała, że nie było możliwe dopisanie kogokolwiek do listy ok. 200 osób mających dostać ordery. - Gotowy spis przyszedł od ówczesnego wiceministra pracy - twierdzi zwolniona urzędniczka.
Teraz sprawa trafiła do sądu. Mirosława Ryszkowska domaga się rekompensaty, bo "naruszono jej dobra osobiste". Z kolei kancelaria wnosi o oddalenie pozwu. Urzędnicy prezydenta podkreślają przy tym, że nikt nie wymienił jej nazwiska, a przyczyną zwolnienia była... reorganizacja.
Kaczyński zapłaci za aferę z Jaruzelskim?
2009-05-20
17:05
Czy wyrzucona z Kancelarii Prezydenta urzędniczka była "kozłem ofiarnym" afery z odznaczeniem dla generałem Jaruzelskiego? Jeśli sąd uzna, że tak, to będzie to kosztowało Pałac 20 tysięcy złotych. Właśnie takiego odszkodowania domaga się zwolniona z pracy kobieta.