W Sejmie trwała debata nad odwołaniem Jacka Rostowskiego i Aleksandra Grada, a prezes PiS dał się złapać dziennikarzom na sejmowym korytarzu. Dlaczego nie słuchał argumentów między innymi swoich posłów?
Przeczytaj koniecznie: Bp. Pieronek ostro o Kaczyńskim: Zasypać Pałac Prezydencki, postawić pomnik i go ozłocić
Prezes PiS na to pytanie miał prostą odpowiedź... która może na niego sprowadzić duże kłopoty:
- Cóż by z tego dla mojej partii - a dla niej głównie pracuję w tej chwili i to jest instytucja demokracji - wynikło, gdybym siedział i wysłuchiwał przemówień, których treść jestem w stanie przewidzieć? Skoro mam do zrobienia wiele spraw, tu już przeprowadziłem kilka ważnych rozmów. Jadę w tej chwili do pracy, będę miał kolejne ważne rozmowy. – tłumaczył w biegu Jarosław Kaczyński a na koniec rzucił jeszcze: Krótko mówiąc, jest tu coś takiego jak ekonomia czasu. Ja po prostu bym siedział i uczciwie mówiąc czas tracił...
Wszystkie partie polityczne z wyjątkiem PiS wpadkę Kaczyńskiego oczywiście natychmiast podchwyciły. Najwięcej gromów poleciało na głowę prezesa za to, że o odwołanie ministra skarbu wnioskował właśnie PiS.
Patrz też: Jarosław Kaczyński jest CHORY - serce nie wytrzymuje stresu
PiS swojego lidera bardzo sprytnie broni. Wytyka PO, SLD i PSL, że... inni posłowie też w debacie nie uczestniczyli. Pod koniec dyskusji na temat przyszłości ministra Grada na sali plenarnej pozostało co najwyżej kilkanaście osób, wliczając w to marszałka, posła sprawozdawcę i samego ministra.