To się stało w miniona środę. Właśnie wtedy kraj obiegła wieść o śmierci Jerzego Kalibabki, legendarnego przestępcy, który w czasach PRL zdołał rozkochać w sobie tysiące kobiet, a setki z nich oszukał i okradł. Był bodaj jedynym przestępcą, którego podczas procesu broniły jego ofiary. Były gotowe przebaczyć przestępcy, byle tylko do nich wrócił.
- Bo on wiedział, jak trafić do kobiecej duszy – mówi Janusz Szostak, który chce napisać książkę o historii legendarnego uwodziciela. - Materiału jest sporo. Jerzy Kalibabka słynął nie tylko z perfekcyjnego uwodzenia kobiet, ale też z brawurowych ucieczek z rąk organów ścigania. Kierował się przy tym ułańską fantazją, dzięki której udało mu się to kilkadziesiąt razy – mówi dziennikarz.
Szostak był w stałym kontakcie z Kalibabką i jego rodziną. Twierdzi, że przyczyny śmierci słynnego uwodziciela i rabusia były naturalne. A jednak prokuratura dostrzegła potrzebę przeprowadzenia sekcji zwłok, uzyskania z niej opinii sądowo-lekarskiej oraz opinii toksykologicznej. Postępowanie dotyczy nieumyślnego spowodowania śmierci. - Zgon nastąpił w miejscu publicznym, trzeba więc sprawę wyjaśnić - tłumaczy Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Nieoficjalnie wiadomo, że prokuratura chce się upewnić czy za śmiercią Jerzego Kalibabki nie stoją osoby trzecie, np. któraś z oszukanych przez niego kobiet lub zazdrosny mąż jednej z nich.
- O tym nie może być mowy – komentuje Szostak. - Rodzina Jerzego nie chciała sekcji zwłok. Pragnie jak najszybciej pochować zmarłego. To dla nich wielka tragedia. Jego żona i córki grają w zespole Kalibabki, który założył Jerzy. Na pogrzebie chcą zaśpiewać jego ulubioną piosenkę, która słowami oddaje jego życie.