Warszawa, Krakowskie Przedmieście. Po godz. 21 w jednym z lokali pojawia się Ryszard Kalisz. Nie chowa się w ciemnym kącie, tylko rozluźniony rozsiada się w restauracyjnym ogródku, aby raczyć się dobrym winem.
Aż dziwi, że nie jest zestresowany. Przecież słychać głosy, że zbierają się nad nim czarne chmury. Był w awangardzie lewicowych gwiazd, które otwarcie popierały kandydaturę Bronisława Komorowskiego (58 l.) w wyborach. Już wtedy mówiło się, że Napieralski będzie chciał się z nim za to policzyć. Kalisz jednak się nie przejął. Nie tylko nie podkulił ogona, ale dalej otwarcie pokazuje swoją niezależność. W ten weekend skrytykował nowy regulamin klubu SLD, nazywając go "wodzowskim".
Co może mu zrobić Napieralski? Niewiele. Szef SLD do kolejnych wyborów sejmowych ma związane ręce. Dopiero przy ustalaniu nowych list wyborczych może spróbować wykreślić Kalisza. Ale to może mu się nie udać. - To najsłynniejszy polityczny wojownik SLD. Dobrze mówi i potrafi się odszczekać prawicy. Szkoda takiego pozbywać się z partii - powiedział nam jeden z ważniejszych polityków lewicy.
Skończy się więc pewnie na tym, że Kalisz dostanie jakieś kiepskie miejsce na końcu list. Ale to polityk znany i lubiany, a taki do Sejmu potrafi się dostać z każdego miejsca.
Nie dziwi więc jego spokój. Tym bardziej że nawet gdyby wypadł z politycznego obiegu, to i tak sobie poradzi. Jest zdolnym prawnikiem, a jego rejestr korzyści aż pęka od intratnych fuch. Kalisz bierze po 500-1000 złotych za jeden wykład. A bywa lepiej - od Instytutu Edukacji Europejskiej w Poznaniu zgarnął 1955 zł, zaś Stowarzyszenie Przedsiębiorców i Kupców Świdnickich wyceniło jego przemowę na 1500 zł. A na początku tego roku dostał od Sądu Arbitrażowego przy Krajowej Izbie Gospodarczej ponad 8 tys. zł za rozliczenie sprawy. Dlatego wcale nie dziwi spokój Kalisza.