Robotnicy spawają balustradę balkonu na trzecim piętrze kamienicy przy ul. Wróbla. Lecą iskry. Jedna trafia na niezabezpieczoną wełnę mineralną, którą ocieplony jest budynek. Płomienie błyskawicznie przenoszą się na poddasze. Dach staje w ogniu, a kłęby siwego dymu zasnuwają całą okolicę. Robotnicy próbują ugasić płomienie, lejąc... wodę mineralną z butelki! Dopiero potem wzywają strażaków.
Straż pożarna błyskawicznie ewakuuje lokatorów. Z dachu bucha ogień. Strażacy z czterech wysięgników leją wodę i pianę na płomienie. - Boże, mam tam cały swój dobytek - rozpacza Ewa Loyola-Fernandez (24 l.), mieszkanka drugiego piętra.
Żywioł rozprzestrzenia się w mgnieniu oka. Płoną kolejne połacie dachu, metalowe rynny wyginają się z gorąca.
- Jezu, to się będzie palić godzinami! - szepcze zdruzgotana pani Ewa. I tak jest, bo ukryta pod tynkiem wełna ociepleniowa tli się, mimo wylanych na nią hektolitrów wody. - Na miejscu jest dziesięć zastępów straży pożarnej, które działają na najwyższych obrotach - mówi brygadier Dariusz Osucha (47 l.), rzecznik Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej. W trakcie akcji okazuje się, że w okolicy płonącej kamienicy jest za mało hydrantów. Wodociąg nie wyrabia się z dostarczaniem wody. - Podstawiliśmy wielką cysternę z wodą do gaszenia - uspokaja Osucha.
Niechlujstwo i bezmyślność robotników dała się we znaki zwykłym, niewinnym ludziom. Przez ich głupotę spłonął dach i całe poddasze, a mieszkania zostały kompletnie zalane. Bo zamiast od razu wezwać straż pożarną, próbowali ugasić ogień wodą mineralną!