Dominika Wielowieyska: – Czy molestowałeś seksualnie swoje podwładne, jak sugerują niektóre portale?
Kamil Durczok: – Z całą stanowczością, jasno i wyraźnie chcę powiedzieć: nigdy nie molestowałem żadnej z podległych mi pracownic. Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Czym innym jest styl zarządzania. Ja jestem cholerykiem, czasem wybuchałem w pracy... Redakcja telewizyjna to miejsce, gdzie ludzie spędzają kilkanaście godzin na dobę. Albo tworzą zgrany zespół i wtedy można sobie pozwolić na znacznie więcej, także na podniesienie głosu, albo pracuje się według przepisów od jednego miejsca do drugiego i takich bardziej bezpośrednich relacji się nie nawiązuje. Ale między tym, co mówię, relacjami z podwładnymi i reporterami, reporterkami, a zarzutem molestowania, jest jakiś kanion Kolorado! Czym innym jest wymagający szef, czym innym szef molestujący. Nigdy nie byłem molestującym szefem.
– A pojawiający się w Internecie zarzut o molestowanie?
– Stworzono zarzut. Kto go stworzył? Czy stworzył go ktoś, kto pisał ten artykuł, czy jego anonimowe źródło? Czy można mi postawić jakikolwiek zarzut, okaże się za dwa tygodnie. Dzisiaj w mojej firmie zaczęła prace komisja. Żeby była jasność: byłoby czymś kompletnie nienormalnym, żebym przez ten czas pracował, mijał ludzi, którzy być może będą z tą komisją rozmawiali. W związku z tym, oczywiście, poszedłem na dwutygodniowy urlop. Właściwie go tylko przyśpieszyłem, bo był planowany. W tej sytuacji było jasne, że nie powinienem utrudniać pracy tym, którzy chcą to wyjaśnić. Ze spokojem czekam na te wyjaśnienia. Z absolutnym spokojem.
– Usłyszałeś od swoich szefów, że jeśli komisja potwierdzi niejako twoją winę, możesz stracić pracę?
– Jeśli komisja miałaby potwierdzić moją winę albo znaleźć w moim postępowaniu w tym zespole, bardzo dobrym, doskonałym zespole, jakiekolwiek niewłaściwe zachowania, sam będę wiedział, co mam zrobić. Natychmiast złożę odpowiedni wniosek do mojego szefa.
– Molestowanie to nie tylko fizyczne napastowanie. Granica między życiem prywatnym a regułami dotyczącymi mobbingu i molestowania jest płynna.
– Otóż to! Jeśli ktoś bardzo będzie chciał postawić mi taki zarzut i znaleźć coś z mojego życia prywatnego, co będzie świadczyło na rzecz tezy, że kogoś molestowałem, to być może to znajdzie. Ja wiem, co robiłem w życiu. Nie jestem bezgrzeszny. Popełniałem mnóstwo rozmaitych życiowych, prywatnych błędów. Mam ich świadomość, zapłaciłem dość wysoką osobistą cenę. Rozstałem się z moją żoną. Nie jesteśmy po rozwodzie, ale nie mieszkamy razem. Ale nigdy świadomie nie wyrządziłem nikomu żadnej krzywdy. Nigdy nie doprowadziłem do sytuacji, w której ktoś miał taką zarysowaną alternatywę: albo idziesz do łóżka z szefem, albo z firmy wylatujesz, nie awansujesz, nie możesz liczyć na podwyżkę. Nigdy czegoś takiego nie było.
– Możesz mieć poczucie, że takiej presji nie było. Ale podwładne mogły tę presję odczuwać.
– Mogły. Nie możemy wejść w głowę ludzi, z którymi rozmawiamy i odczytać, co tam jest, czy poczuły się skrzywdzone. Czytając ten tekst dwa tygodnie temu, pomyślałem, że jeśli wyczerpuje to znamiona z Kodeksu karnego, są instytucje, do których taki ktoś może się zgłosić. A nie mogłem się bronić przed tym artykułem także dlatego, że tam nie padło moje nazwisko.
– Padło w portalach.
– Na początku nie sądziłem nawet, że to może być artykuł o mnie. To potworny rodzaj dziennikarstwa, jak z hybrydową wojną. Dziennikarstwo hybrydowe. Putin wysyła żołnierzy, ale oficjalnie ich tam nie ma. „Wprost” pisał artykuły o znanym reżyserze, który miał molestować młodocianych chłopców, potem o gwiazdorze telewizyjnym, który miał robić casting na męskie prostytutki. Ale nie podaje nazwisk. Teraz robi tekst o znanym dziennikarzu, który miał molestować, ale nie podaje nazwiska. Przez dwa tygodnie tworzy grunt do fali spekulacji. Przed czym mam się bronić?
– Co z dzisiejszą (poniedziałkową – przyp. red.) publikacją „Wprost”?
– Powiem to jedno zdanie, choć uważam, że to moja absolutnie prywatna sprawa. W wolnym, prywatnym czasie odwiedziłem mieszkanie jednej z moich znajomych ze środowiska medialnego. To, co tam zrobiłem, to jest absolutnie moja prywatna sprawa. To nie było złamanie prawa. Nie wiem, czy policja się tym zajmuje. Mnie łatwo znaleźć.
– Czy biały proszek, o którym pisze „Wprost”, to były narkotyki?
– Skąd ja mam wiedzieć, co tam w ogóle było? Tam przyjechała policja, była w środku. Ja byłem na zewnątrz, policjanci wyszli i tyle.
– Rozważasz kroki prawne przeciw blogerom i „Wprost”?
– Tak. Piszemy pismo procesowe ws. blogera, który wprost napisał, że to ja molestowałem. Ws. tygodnika... Mój prawnik, obudzony bladym świtem, zaczął nad tym pracować. To są za poważne sprawy, walczę teraz o swoją twarz. Muszę to skierować na drogę prawną.
– Poprowadzisz jeszcze „Fakty”?
– Dziś myślę o tym, jak przeżyć do jutra. Pracuję w mediach od 25 lat, widziałem wszystko albo prawie wszystko. Jestem zdemolowanym psychicznie facetem, który trzyma się dzięki temu, że żona, z którą się rozstałem, jest dla mnie oparciem. Bardzo bym chciał jeszcze poprowadzić „Fakty”.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Zobacz: Ludzie mediów na Twitterze bronią Kamila Durczoka "Wprost to jednak wyjątkowa szczujnia"