Pozew dotyczy tekstu, który "Wprost" opublikował na początku lutego. Przedstawiono w nim historię znanej dziennikarki molestowanej przez swojego szefa - "popularną twarz telewizyjną". Jednak w tym artykule nie padło nazwisko Kamila Durczoka. Skąd zatem wiadomo, że dziennikarze opisywali sprawę byłego szefa "Faktów" TVN? - W jednym z kolejnych artykułów "Wprost" zacytował tekst pierwszego materiału, informując, że chodziło o Kamila Durczoka. Twierdzimy, że zdarzenie z opisywaną dziennikarką zostało wymyślone, że jest nieprawdziwe. W zasadzie wszystko, co zostało podane w tym materiale, zbudowało kolejne, nieprawdziwe zarzuty - uzasadnia nam mecenas Jacek Dubois.
Zobacz też: Durczoka zastąpią CZTERY OSOBY: Pieczyński, Werner, Pochanke i Kajdanowicz. SZCZEGÓŁY w Super Expressie
Pozwany został wydawca "Wprost", redaktor naczelny i troje dziennikarzy tego tygodnika. - Domagamy się przeprosin i 2 mln złzadośćuczynienia. W przyszłym tygodniu powinny być gotowe następne pozwy. W sumie będzie ich kilka. Na razie nie podjęliśmy decyzji dotyczących kwot - dodaje mecenas.
Przypomnijmy, że po publikacji kolejnych tekstów we "Wprost" w TVN powołano specjalną komisję, która badała, czy w stacji dochodziło do mobbingu i molestowania seksualnego. Raport tego zespołu przesądził o tym, że zwolniono Durczoka z pracy. - Kamil Durczok podtrzymuje swoje słowa, że nigdy nikogo nie molestował - powtarza od kilku dni Jacek Dubois.
Dziennikarze "Wprost" od paru tygodni przekonują, że mają mocne dowody. Z kolei Prokuratura Okręgowa w Warszawie wystąpiła do TVN, by udostępniono jej raport komisji. - Chcemy sprawdzić, czy w stacji nie doszło do popełnienia przestępstwa - argumentuje nam prokurator Przemysław Nowak.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail