Dłoń ściska się w pięść, gdy słyszy się o tym koszmarze. Kamil C. ( 12 l.) przez cztery godziny umierał w straszliwych męczarniach, bo dyspozytorka pogotowia nie chciała wysłać po niego karetki.
Najprawdopodobniej Kamil C. (ze Skarżyska-Kamiennej (woj. świętokrzyskie) dochodziłby dzisiaj do siebie po wypadku, jaki przytrafił mu się w połowie lipca. Na koloniach w Szczawniku (woj. małopolskie) przygniotła go bramka piłkarska, miażdżąc ze straszliwą siłą.
Chłopczyk trafił do lecznicy w Krynicy, tam jednak nie byli w stanie mu pomóc. Zapadła decyzja, że dziecko musi zostać przewiezione do Nowego Sącza. Lekarz z Krynicy zadzwonił więc po karetkę. Ale, jak ujawnił dziennik "Polska", od dyspozytorki usłyszał, że nic z tego, bo karetka jest, ale ona jej nie wyśle! Kilkanaście minut trwały pertraktacje z dyspozytorką, a życie ulatywało z Kamilka. Chłopczyk w końcu trafił do szpitala, było już jednak za późno.
Koszmarna rozmowa godz. 15.53,42
Szpital Krynica: - Mam prośbę, tak w trybie pilnym erkę, bo trzeba dzieciaka przewieźć do Sącza (...)
Dyspozytorka: - Ja mam taką sytuację, że ja mam tylko jedną karetkę z lekarzem. Jedną. Nie będę co miała w teren wysłać.
S: - Ale to jest pilny transport. Ja tu nie jestem w stanie nic wymyślić innego. To jest kwestia 40 minut, jak oni będą tam i z powrotem.
D: - Ale jak się coś mi w terenie wydarzy, jakiś wypadek, to co ja wyślę?
S: - No, ale to jest wypadek właśnie (...) i to jest stan naglący, zagrażający życiu! (...)
D: - No dobrze. Ja wszystko rozumiem. Ale ja nie będę miała w ogóle nic do roboty, jeżeli nie będę miała karetki z lekarzem, jeśli będę miała jakiś masowy wypadek. Co ja wtedy wyślę?
S: - Ojej! No ileż miała pani masowych wypadków w tym roku? Ja rozumiem wszystko, tylko to jest akurat stan nagły.