Jeszcze nie tak dawno prowadziła z mężem Andrzejem długie rozmowy. Chodzili na spacery, pisali książkę. Mieli plany. Wybierali się na krótkie wakacje za Warszawę. Ale w sobotę rano, 21 lipca, pan Andrzej odszedł, a z nim wszystkie marzenia, pragnienia, oczekiwania... W domu zrobiło się cicho, smutno, pusto. Kamili Łapickiej ciężko teraz przebywać w mieszkaniu w samotności. Szuka pocieszenia. Czasami zrobi wypad z koleżanką do kawiarni, ale częściej woli pozostać sama ze sobą, ze swoimi myślami.
Widzieliśmy, jak pewnego pięknego popołudnia wyszła z domu i autobusem udała się na pl. Zbawiciela, do tamtejszego kościoła. Prawie nikogo w środku nie było. Kamila weszła, przyklękła i zajęła miejsce w ławce. Zamknęła oczy, złożyła ręce do modlitwy. Zapewne cisza uspokoiła jej myśli, jej stęsknione serce. Kamila zaczęła się żarliwie modlić. Modlitwa trwała dłuższą chwilę, a potem...
Młoda wdowa powoli, piechotą udała się z powrotem do pustego mieszkania.