Wczesnym wieczorem pod krakowskie centrum handlowe podjechała karetka. Kierowca nie zważał na to, że parkuje w miejscu niedozwolonym. Można by mu to było wybaczyć, gdyby przyjechał do pilnego wezwania, ale mężczyzna w stroju ratownika medycznego nie miał zamiaru ratować tego wieczoru nikomu życia.
Spokojnie wysiadł z samochodu. Razem z młodą kobietą poszedł prosto do sklepu ze sprzętem RTV. W karetce zostały jeszcze dwie osoby. Ratownik wsadzał do wózka po kolei rzeczy ze swojej długiej listy zakupów, a potem bezczelnie domagał się, żeby przepuszczono go do kasy bez kolejki. Kupiony sprzęt zapakował do ambulansu, który na co dzień służy krakowskim pacjentom. Tym razem potraktowano go jak taksówkę bagażową.
Nie wiadomo, do którego szpitala należała ta "towarowa" karetka. - Nie słyszałam, żeby takie zachowanie było praktykowane. Gdyby się okazało, że to pracownik naszego szpitala, z pewnością byłyby wyciągnięte wobec niego konsekwencje - zapewnia Magdalena Oberc, rzecznik prasowy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. - Karetki służą tylko do przewozu pacjentów - wyjaśnia.