Anna Kryszkiewicz, przyjaciółka i menedżerka Karin Stanek, odkrywa przed "Super Expressem" kulisy emigracji piosenkarki znanej z hitów "Malowana lala" czy "Chłopak z gitarą". Obie panie poznały się w 1969 r. Karin odchodziła wtedy z zespołu Czerwono-Czarni.
- Kiedyś artystom przydzielono stawki, wg których płacono za koncert, i Karin dostała najwyższą. Członkom zespołu nie spodobało się to i Karin, by nie było niesnasek, postanowiła odejść - tłumaczy pani Anna. Wtedy została menedżerką Stanek i ruszyły na podbój scen.
Patrz też: Lokalne podtopienia w rejonie Wyszkowa:
- W połowie lat 70. pewien niegodziwiec, bo tak go trzeba nazwać, napisał, że na jednym z koncertów Karin wygwizdano. Była to bzdura, ale plotka poszła w świat. I nagle skończyły się zaproszenia do telewizji, do radia. Wtedy Karin zaproponowała: "Może byśmy tak poszukały kontraktu na Zachodzie?". Pojechałam do Wiednia na spotkanie z austriackim i niemieckim impresario, mimo że nie znałam niemieckiego. Na pamięć nauczyłam się życiorysu Karin, a potem go wydeklamowałam. Panowie usiedli z wrażenia. Ale najważniejsze, że spodobały im się nagrania i zdjęcia Karin, i zaczęły się pierwsze kontrakty - wspomina Kryszkiewicz.
Machina koncertowa rozkręcała się, ale wybuchł stan wojenny. - Musiałam wrócić do kraju, bo zmarła moja matka. A potem nie mogłam wyjechać z Polski. Karin nie umiała sobie z tym poradzić, cała promocja legła w gruzach. Potrzebowała pieniędzy, więc przyjęła niemieckie obywatelstwo, niemiecki rząd takim ludziom pomagał - mówi przyjaciółka gwiazdy. -Nigdy jednak nie zrzekła się polskiego obywatelstwa. Zresztą kiedy w 1972 r. jej rodzina dostała zgodę na wyjazd do RFN, ona nie pojechała. Więcej, ona w ogóle o te papiery wtedy się nie starała! Chciała zostać w Polsce, ale przyszła ta afera z gazetą... - dodaje.
- Była człowiekiem samotnym. Myślę, że gdyby mieszkała w Polsce, to byłoby inaczej. Tu miała przyjaciół, tysiące fanów... Marzyła o powrocie do Polski, ale nie mogła wyjechać z Niemiec, bo musiałaby zostawić ukochaną mamę - tłumaczy Kryszkiewicz i dodaje: - Tuż przed śmiercią Karin powiedziała, że chciałaby, by Bóg ją zabrał... Czasem myślę, że to dlatego, bo miała po prostu już dość życia na obczyźnie...