Dla zrozpaczonych rodziców świat stracił swoje barwy tuż przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy serduszko dziewczynki przestało bić już na zawsze. Tragedia zaczęła się jednak kilka miesięcy wcześniej, w piękny upalny lipcowy dzień. Nic nie zapowiadało dramatu. Karolinka - jak zwykle uśmiechnięta i radosna - sięgnęła po szklankę wody, przechyliła ją do ust. Przecież robiła tak tysiące razy, dlaczegóż więc ten jeden okazał się tak tragiczny?
Karolcia zachłysnęła się chłodnym płynem. - Słabo mi - wyszeptała po minucie, osuwając się bez czucia na ziemię. To były jej ostatnie słowa, serce zatrzymało się. Reanimacja prowadzona przez mamę, a potem załogę pogotowia dała rezultaty. Dziewczynka trafiła do Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Była nieprzytomna. - Następstwem niedotlenienia po zatrzymaniu oddechu i krążenia było ciężkie uszkodzenie mózgu - mówi Agnieszka Osińska, rzecznik prasowa szpitala.
Przez cały czas przy Karolince czuwali rodzice. Wydawało się, że córka dochodzi do siebie. - Słuchała, gdy do niej mówiłam. Płakała, wyciągała do mnie rączki. Tak bardzo chciała żyć - łka Dorota Maliszowska. Niestety, los okazała się wyjątkowo okrutny. Osłabione ciałko i serduszko nie dało sobie rady z bakteriami, które zaatakowały płuca dziewczynki. Lekarze nie potrafili jej już uratować.
Kilka dni przed wypadkiem Karolinka niespodziewanie poprosiła mamę, aby po śmierci ubrała ją do trumny w białą albę i wianek z kwiatków. Tak też spoczęła w małej trumience.