- To przeznaczenie. Muszę umrzeć! - wyszeptała drżącymi wargami. Po chwili chwyciła za nóż, dźgnęła się w brzuch i wybiegła z domu. Uratował ją przypadkowy przechodzień.
Krystyna M. w nowym roku miała wielkie marzenia. Chciała znaleźć dobrą pracę, wielką miłość. Planowała rozpocząć nowe, lepsze życie.
Dziewczynę rozpierała ciekawość, co też zgotuje jej los w 2009 roku. Postanowiła to sprawdzić.
Z szafki wyciągnęła dawno nieużywane, pokryte kurzem karty tarota. Wygodnie usiadła na wersalce, rozłożyła na stoliku talię i wyciągnęła trzy karty. Pierwsza miała symbolizować to, co działo się z Krystyną M. w przeszłości. Druga - teraźniejszość, trzecia - przyszłość.
I ta trzecia była najważniejsza. Dziewczyna liczyła, że ujrzy koło fortuny, które oznacza szczęście i wielkie pieniądze. Ale to, co zobaczyła, sprawiło, że po jej plecach przebiegł dreszcz, a na czole pojawiły się kropelki potu. Z karty zerkał na nią złowrogi, odziany w rycerską zbroję kościotrup na białym koniu. Znak, że niechybnie Krystyna M. musi umrzeć.
- Śmierć już po mnie przyszła - powiedziała przez zaciśnięte z przerażenia zęby.
Jak zahipnotyzowana wstała, poszła do kuchni i sięgnęła po nóż. Wbiła go sobie w brzuch. Później zakrwawiona, chwiejnym krokiem wyszła na dwór. Upadła na stojącą na podwórku wersalkę. Z minuty na minutę czuła, jak odpływa z niej życie. Robiło się jej coraz zimniej.
I wtedy natknął się na nią przypadkowy przechodzień. Natychmiast zawiadomił pogotowie. Lekarze w ostatniej chwili uratowali życie zdesperowanej dziewczynie. Dopiero od nich Krystyna M. dowiedziała się, że karta "Śmierć" ma też drugie znaczenie - to odrodzenie, odnowienie po doznaniu bólu, uwolnienie od starych obciążeń i zobowiązań. A więc - nowe życie...