W katastrofie pod Szczekocinami zginęło 16 osób, a ponad 160 zostało rannych. Sąd uznał, że winę za to ponoszą dwie osoby: dyżurny ruchu Andrzej N., który pracował wówczas w Starzynach oraz Jolanta S., która pełniła dyżur na posterunku w Sprowie. Sąd Apelacyjny w Katowicach zdecydował, że podwyższy kary dla obu osób - mężczyzna spędzi w więzieniu sześć lat (dokładnie w więziennym szpitalu ze względu na problemy psychiczne) zaś kobieta cztery lata. Adwokat Andrzeja N. przyznaje, że martwi się o swego klienta.
- Nie wiem jaka będzie jego reakcja, jak do niego to dotrze. Nie wiem czy on to przeżyje, bo jego stan jest taki, jaki jest. Będę się zastanawiał, ale uważam, że kasację będziemy wywodzić. W tak strasznej sprawie rola obrońcy jest bardzo trudna - nie mamy kontaktu i sądzę, że nie będziemy mieć. Boję się tego, jak się zachowa - powiedział po rozprawie mecenas Witold Pospiech.
Do wypadku pod Szczekocinami doszło 3 marca w 2012 roku Zderzyły się tam wówczas pociągi relacji Przemyśl - Warszawa oraz Warszawa - Kraków. W wyniku omyłki, składy znalazły się jednocześnie na tym samym torze.