Katarzyna i Bartek WAŚNIEWSCY - WYWIAD: LUDZIE nas NIENAWIDZĄ!

2012-03-19 11:01

Od tragicznej śmierci Madzi (+ 6 mies.) z Sosnowca minęły już prawie dwa miesiące. Śledczy w dalszym ciągu ustalają okoliczności śmierci dziecka. Tymczasem rodzice dziewczynki, Bartek (23 l.) i Katarzyna (22 l.), na której ciążą zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci Madzi, próbują ułożyć na nowo swoje życie. Inne miasto, mieszkanie, a nawet fryzury - zmienili wiele. Katarzyna i Bartek nie tłumią jednak smutku w zaciszu domu, a wręcz przeciwnie, chętnie udzielają wywiadów, opowiadają o nienawiści postronnych osób.

Jednego dnia Katarzyna Waśniewska pojawia się na ulicy w rozwianej blond fryzurze, z mocnym makijażem i w modnych okularach na nosie. Następnego dnia jest już skromną, zalęknioną brunetką. Nie zmienia jednak swojego wyglądu, by się ukryć przed oczami wścibskich ludzi. Inaczej nie siadałaby przed kamerą telewizji TVN24, aby wraz z mężem opowiedzieć, co dzieje się w ich życiu. A to nie wygląda według nich różowo.

- Zdarza się odmowa sprzedaży artykułów w sklepie, na ulicy jestem wyzywany od mordercy, dzieciobójcy. Albo przechodnie wołają: Nie przegrzej dziecku mleka! Szczególnie okrutne jest pytanie, czy będziemy mieli z Katarzyną następne dziecko - mówił Bartek Waśniewski podczas telewizyjnego wywiadu.

Ojciec Madzi opowiedział też o koszmarach, które go dręczą po nocach. - Mam cały czas wrażenie, że córeczka jest u moich rodziców, wieczorem po nią pójdziemy. Teraz biorę ciężkie leki nasenne. Niedawno obudziłem się o 3 w nocy, aby zrobić Madzi mleko. Dopiero po chwili dotarła do mnie myśl, że ona nie żyje - opisywał łamiącym się głosem.

Katarzyna wyjaśniła natomiast, dlaczego nie zadzwoniła po karetkę, kiedy córeczka wypadła jej z rąk i rozbiła sobie główkę o próg pokoju. - Ja w tym momencie nie szukałam telefonu, tylko starałam się być przy Madzi. Podziwiam osoby, które w takiej sytuacji mają na tyle trzeźwy umysł, że są w stanie zadzwonić po karetkę. Dla mnie liczyło się to, że moja córeczka leży i nie zostawię jej na podłodze. Do tej pory łatwiej jest mi wierzyć w to, że Magda została porwana, niż że się stało, co się stało - mówiła, beznamiętnie odwracając wzrok od kamery. Ale dlaczego od razu po śmierci córki nie powiedziała mężowi i najbliższej rodzinie, co się naprawdę wydarzyło? Matka Madzi wykręciła się od odpowiedzi na to pytanie. - Dla dobra śledztwa nie odpowiem - stwierdziła krótko.

Podziękowała za to wszystkim za pomoc w poszukiwaniach Magdy. - Chciałabym każdą osobę bardzo przeprosić, że została oszukana, i podziękować za to, że się zaangażowała się w te poszukiwania. Mam nadzieję, że pomimo tego doświadczenia w przyszłości, jeśli będzie taka potrzeba, ludzie znowu otworzą serca - mówiła.

Katarzyna Waśniewska wyjaśniła też, że chciała być na pogrzebie córeczki, ale dla dobra samej Madzi nie pojawiła się tam. - Nie dlatego, że prokurator mi nie pozwolił. Sama napisałam oświadczenie, że nie będę uczestniczyć w pogrzebie - podkreśliła.

Waśniewscy po tragedii próbują ułożyć swoje życie. Bartek i Katarzyna byli w górach, później na trzy dni wrócili do rodzinnego Sosnowca. Ze swojego mieszkania zabrali meble i sprzęt domowy, a Bartek złożył wymówienie ze starej pracy. W piątkowe popołudnie, tuż przed wyjazdem do mieszkania w Łodzi, które zapewnił im detektyw Krzysztof Rutkowski (52 l.), oboje znaleźli czas na spacer w towarzystwie psa rodziców Bartka. Oboje na razie na stałe do Sosnowca nie chcą wracać. - Jakbyśmy mieli chodzić tymi samymi dróżkami, którymi spacerowaliśmy z Magdą, nie dalibyśmy rady - tłumaczą.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki