Żona Marcina P. na biedę nie może narzekać. Przez dwa ostatnie lata razem z mężem wypłaciła sobie z firmy na umowy zlecenia łącznie 16,5 miliona złotych.
Nowa firma Katarzyny Plichty zajmuje się szerokim wachlarzem usług. Poczynając od transportu lotniczego przez wydawanie gazet i książek, wytwarzanie gotowych dań i posiłków, konserwację maszyn , działalność turystyczną na sprzątaniu budynków kończąc.
Nawet jesli jej nowy pomysł na biznes nie wypali nie musi się obawiać o to że przestanie żyć w luksusie. Nikt nie może odebrać jej majątku. Majątek jej męża również będzie trudny do zajęcia. Roszczenia osób, które ulokowały swój majątek w Amber Gold sięgaja obecnie 180 milionów złotych. Firma odopwiada wobec nich jednak tylko włąsnym majątkiem, a tego jest nieporównywalnie mało (57 kg złota i 112 samochodów) i nie wystarczy na zadośćuczynienie dla oszukanych klientów. Część nieruchomości firmy została już zajęta - na poczet starych długów wobec skarbówki, czy wydawców, którym firma nie zapłaciła za reklamy.
Do dnia dzisiejszego prokuratura nie przesłuchała Katarzyny Plichty mimo, iż ta była mocno zaangażowana w interesy męża. Prokuratura dopiero bada, jaki był jej udział w interesach męża. Zajmuje się analizą dokumentów i nie wyklucza postawienia jej zarzutów.
– Jeszcze nie wiemy, czy będą to najcięższe zarzuty dotyczące współudziału w oszustwie na wielką skalę czy łagodniejsze, czyli udziału w przestępstwach, które Marcinowi P. zarzuciliśmy wcześniej – mówi nam osoba nadzorująca śledztwo.Tak czy inaczej – szanse na to, że Katarzyna Plichta trafi do aresztu nie są wielkie. Może korzystać swobodnie ze zgromadzonego majątku, ale z realizacją innych planów, przynajmniej na jakiś czas, musi się powstrzymać. Jak mówi jedna z osób z jej otoczenia "przed aferą Amber Gold ona nie czuła żadnego zagrożenia, mówiła że chce mieć dziecko".