- Podczas konfrontacji wypunktuję wszystkie kłamstwa Katarzyny W. - zapowiada Krzysztof Rutkowski. - W mojej opinii ta kobieta dla śledczych nie jest wiarygodna. Kluczowym świadkiem byłby tutaj jej mąż Bartek, który widział wyznanie prawdy przez matkę Madzi. Będę namawiał go, aby przyjechał z Anglii i potwierdził moje słowa - mówi detektyw. Chodzi o noc z 2 na 3 lutego, kiedy Katarzyna W. wyjawiła Rutkowskiemu, że Madzi nikt nie porwał, a jej córka zmarła, uderzając główką o próg.
Rutkowski już wcześniej podejrzewał, że coś jest nie tak. Trzeciego dnia po rzekomym porwaniu dziecka przekonał rodziców do badań DNA, by sprawdzić, czy Bartek jest biologicznym ojcem Madzi. Potem kolejny ruch - zaproponował badanie wariografem, z którego Katarzyna W. nagle zrezygnowała. Detektyw w końcu zastosował blef i powiedział matce Madzi, że ma świadków, którzy widzieli, jak sama kładzie się na osiedlowej alejce, a żadnego porwania nie było. Katarzyna W. początkowo szła w zaparte, ale po chwili się złamała. - To był wypadek. Wyślizgnęła mi się z rąk - mówiła łkając. Śledczy sprawdzają jednak, czy detektyw za pomocą gróźb nie zmusił Katarzyny W. do tego wyznania. - To bzdura. Nie było straszenia ani przemocy. O wszystkim poświadczy mąż Katarzyny, Bartek - przekonuje Rutkowski.