Największe pretensje miała do śledczych.
- Prokuratorzy powiedzieli wtedy rzeczy, których wydaje się nie powinni mówić - opowiadała matka Madzi o przesłuchaniach. - Myślę, że wykroczyli poza swoje uprawnienia. Miałam wrażenie, że mnie prawa człowieka nie obowiązują. Okazało się, że to, co wtedy powiedzieli, nie ma pokrycia w faktach, w dokumentach. Słowa przepraszam nie usłyszałam.
Zdaniem Katarzyny śledczy próbowali na niej wymusić przyznanie się do zabicia dziecka.- Powiedziałam im, że jak mają na mnie coś konkretnego, to niech pokażą. Porozmawialiśmy i jakoś nadal chodzę na wolności - twierdziła butnie. I mocno podkreślała, że Madzi nie zabiła.- Niewinna na pewno się nie czuję. Bo to jednak przez moją nieuwagę Madzia nie żyje. Ale nie zrobiłam tego z premedytacją. Nie rzuciłam dzieckiem, jak mówiły rzekome przecieki ze śledztwa. Pytałam prokuratora, czy oni mają jakieś badania, które to potwierdzają...
W rozmowie z dziennikarzem "Super Expressu" wyrokowała także, jak zakończy się śledztwo w jej sprawie.
- Na pewno nie umorzeniem, ta sprawa jest zbyt medialna - mówiła. - Jednak po ostatnim przesłuchaniu, które trwało kilka godzin, pan prokurator powiedział, że nadrobiłam trzy miesiące pracy. Ich pracy. Gdybym nie mówiła nic, pracowaliby nad tym trzy miesiące dłużej.
Była tak pewna siebie, że stwierdziła, iż chce, by rozprawa w sądzie odbyła się jak najwcześniej...
- Robię wszystko, żeby rozprawa sądowa odbyła się jak najszybciej. Tak powiedziałam prokuratorowi. Ja po prostu chcę przyspieszyć sprawę. Jak dostanę rok więzienia, OK, pójdę. Wyjdę po roku. Bo nie wyobrażam sobie, żeby nagle zmienił się wobec mnie zarzut. Musiałby to być niesamowity przekręt. No bo jak? Jakby się miał zmienić, to już by się zmienił.
Katarzyna zaprzeczała, że szukała trumienki dla małej jeszcze przed jej śmiercią. Przyznała jednak, że wypisywała na kartce powody, dla których warto pozbyć się dziecka.
- To jest kartka z mojego pamiętnika. Ma tytuł bodaj "10 powodów... co warto zrobić, zanim będę miała dziecko". Napisałam to trzy, cztery lata temu. Rzeczy typu: skończyć studia, znaleźć pracę, znaleźć męża itd. Tak jak młoda dziewczyna wypisałam sobie listę, co zrobię, zanim będę miała dziecko...
Mimo wszystko Katarzyna utrzymywała, że bardzo kochała córeczkę. - Ja jej zawsze to mówiłam, na dzień dobry, na dobranoc, że ją bardzo kocham, żeby się zaznajamiała z tym słowem, żeby jej się kojarzyło z ciepłem, bezpieczeństwem. Codziennie rano uśmiechała się bardzo szeroko, gdy tylko mnie widziała. Zawsze jej mówiłam: dzień dobry, dzieciątko, kocham cię. Bartek wie, że ją kocham.
Kiedy z nami rozmawiała, miała nadzieję, że jeszcze wróci do męża. Bała się tylko teściowej...
- Matka Bartka nigdy nie chciała uwierzyć, że Madzia jest córeczką Bartka. Wiele razy mi to wykrzyczała prosto w twarz - opowiadała. - Wiele razy wyzywała mnie od kurwy. Uważała, że jestem leniwa, że nic nie robię. Matka robiła Bartkowi straszne pranie mózgu. Kilka razy Bartek mnie pytał, czy to na pewno jego dziecko. I zapewniał, że nawet jeśli nie jest jego, to i tak będzie je uważał za swoje i wychowywał. Znam go na tyle dobrze, że sam z siebie takich podejrzeń by nie miał. Na pytania, co będzie, jeśli sąd skaże ją jednak w związku ze śmiercią Madzi i trafi do więzienia, czy spodziewa się, że mąż jej wybaczy - odpowiedziała: - Nie wiem, niczego już nie wymagam.