Katarzyna W. długo starała się wyprowadzić policję w pole. Płacz przed kamerą, dramatyczne prośby skierowane do „porywaczy” o zwrot dziecka – wszystko to spowodowało, że w jej wyimaginowaną wersję zdarzeń uwierzyli nie tylko śledczy, ale i tysiące zwykłych ludzi, którzy pomagali w poszukiwaniach. Co gorsza niewiele brakowało żeby wszyscy do tej pory szukali Madzi żywej! W wyjaśnieniu sprawy nieoczekiwanie mogła pomóc styczniowa pogoda.
Jak to możliwe?
Ciało dziecka zostało ukryte dość niestarannie. Gdyby nie trzaskający mróz zwłoki szybko zaczęły by się rozkładać. To natomiast mogło zwabić dzikie zwierzęta i bezpańskie psy. Jak donosi Fakt na swojej stronie internetowej, ciałko małej Madzi mogło zostać rozszarpane w dosłownie jedną noc, a dowody zostałyby bezpowrotnie zniszczone!
Trzaskający mróz spowodował jednak, że zwłoki przeleżały kilka dni w gruzowisku praktycznie nietknięte.
Nie wszystkie dowody przetrwały
Mróz spowodował, że udało się odnaleźć zwłoki, a prawda o śmierci Madzi wyszła na jaw. Niestety niskie temperatury wyrządziły też pewne szkody.
Wiele tkanek po zamarznięciu zostało bezpowrotnie uszkodzonych. To mogło zatrzeć część śladów biologicznych. Śladów, które mogłyby w końcu przynieść ostateczne odpowiedzi na pytanie w jaki sposób zginęła mała Madzia z Sosnowca.