Śmierć dziecka, areszt... Straszne wspomnienia nie dają spokoju Katarzynie. Kobieta przeżyła w więzieniu prawdziwy koszmar. Została zaszczuta. Oskarżana przez więźniarki o zabicie Madzi, słyszała od nich najgorsze obelgi. W końcu sią załamała.
>>> Już w ŚRODĘ, 7 marca, o godz. 11.30 na SE.pl CZAT z detektywem Rutkowskim |
- To było piekło. Więźniarki, które były obok, waliły w kraty i wyzywały mnie. W małej celi były trzy kamery, które obserwowały każdy mój ruch. Ciągle płakałam i myślałam, że Bartek mnie zostawi. Poczułam, że moje życie straciło sens - wyznaje Katrzyna.
Wzięła dwa łyki proszku do czyszczenia umywalki. Ale w porę się opamiętała. Zdała sobie sprawę, że to nic nie zmieni... Trudnym momentem było także pierwsze spotkanie Katarzyny i Bartka w więzieniu. Oboje nie wiedzieli, co ich czeka.
- Byłam pewna, że Bartek powie, że to koniec. Stało się inaczej. Gdy wszedł, oboje mieliśmy kamienne twarze, nie wiedzieliśmy, co zrobić. Zaczęliśmy rozmawiać i wyjaśniać wszystko spokojnie - mówi kobieta.
Bartek wybaczył Katarzynie śmierć Madzi. Teraz odbudowują do siebie zaufanie i starają się zacząć życie od nowa. Wyjechali z rodzinnego miasta, bo potrzebowali przestrzeni i pobycia sam na sam. Na Dolnym Śląsku mieli się wyciszyć, dojść do siebie i otrząsnąć po śmierci dziecka.
Niestety, spokój jeszcze długo nie będzie im dany. Ludzie patrzą na nich natarczywie, są także wytykani palcami, a wokoło słychać szepty "to oni". Małżonkowie wiedzą, że muszą się zderzyć z różnymi opiniami na ich temat i przejść przez ten trudny okres.
Jak sami twierdzą, nie żyją w luksusach. Mieszkanie, które zapewnił im opiekujący się parą Krzysztof Rutkowski, jest przejściowe, co więcej - muszą je urządzić i gdy tylko znajdą pracę, będą za nie płacić.