Katarzyna oszukała całą Polskę, zmyślając bajeczkę o porwaniu malutkiej Madzi. Detektyw Rutkowski, który doszedł do prawdy o śmierci dziecka, podał jej jednak pomocną dłoń. Zapewnił Waśniewskiej dach nad głową, jedzenie i ochronę.
W tym czasie prokuratura w Gliwicach badała, czy Krzysztof Rutkowski wywierał przemocą lub groźbą wpływ na Katarzynę Waśniewską tej nocy, gdy przyznała się, że jej córka nie żyje. Śledczy badają też, czy podczas poszukiwań Madzi nie przekroczył uprawnień wynikających z ustawy o usługach detektywistycznych.
Śledczy już dawno chcieli, żeby Katarzyna w tej sprawie złożyła zeznania, ale wtedy nawet nie chciała o tym słyszeć. Nagły zwrot nastąpił po tym, jak Waśniewska w środę już po raz drugi wykręciła się od badania wariografem, które ostatecznie miało wyjaśnić tajemnicę śmierci Madzi. Katarzyna przed testem prawdy uciekła z Łodzi do rodzinnego Sosnowca.
W czwartek Waśniewska sama zgłosiła się do prokuratury w Gliwicach, która prowadzi śledztwo w sprawie Rutkowskiego (miała termin na 11 kwietnia, zdecydowała się zeznawać wcześniej). Śledczy maglowali ją tam przez 5 długich godzin.
Co zeznała Waśniewska?
- Co ona może tam powiedzieć? Że zmusiłem ją do wyznania prawdy? Przecież cała Polska widziała film z wyznaniem Katarzyny o tym, że Madzia nie żyje, i żadnego przekroczenia przeze mnie uprawnień tam nie widać. Jeśli powiedziała coś ponadto, to oznacza, że kłamie. Mam nadzieję, że śledczy zdają sobie sprawę, że Katarzyna to manipulantka, która już raz oszukała - kwituje Rutkowski.
Czy zeznania Waśniewskiej pogrążą detektywa? Śledczy z uwagi na dobro śledztwa nie chcą komentować sprawy. - Póki co żadne zarzuty nie zostały nikomu postawione - zdawkowo odpowiada Michał Szułczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.